» Pt lip 13, 2007 17:36
Już po. Tosię wzięłam z lecznicy taką nie dobudzoną. Miała dużą narkozę i może budzić się do rana. Operacja była bardzo długa. Ponieważ od złamania minęło sporo czasu, doszło do silnego skurczu ścięgien i mięśni, które były niegdyś umocowane na tym odłamanym zaczepie. Wet mówi, że technicznie poszło ok, ale czas pokaże, czy
a. odłamany kawałek kości przyrośnie
b. mięśnie i ścięgna podejmą pracę.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, czeka nas jeszcze mała operacja wyjęcia metalowych elementów spajających kości. Zobaczymy. Narazie okropnie denerwuję się śpiącą Tosią. Boję się, że coś przeoczę. Nasz wet ma wprawdzie na szczęście dyżur całonocny i całoweekendowy, więc jak co to mam pomoc w miarę blisko, ale i tak boję się, że czegoś nie zauważę. Szpitalika nie mają. Teraz myślę, że może trzeba było go uprosić, żeby jednak na noc wziął ją do lecznicy. Ale nie proponował.
Narazie leży w kuchni (najspokojniej), włączyłam piecyk żeby było cieplej. I denerwuję się.
Łapkę ma grubo zabandażowaną, bandaże oplatają ją też w pasie żeby było mocniej. Ma podobno długie cięcie. Za 7-8 dni zdjęcie szwów.
O kciuki proszę nadal.