Byłyśmy dziś u wetki, była dziś inna, jakby odrobinkę starsza, i bardziej zdecydowana jeśli chodzi o traktowanie kota
Strasznie się Tośką zachwycała, że ona taka grzeczna, ale powiedziała też, że z niej uparte kocię. Bardzo nie chciała sobie podać tabletki, co mnie uspokoiło w mniemaniu, żem nie taka głupia, skoto wetka (która sama ma i kocha koty) tak stwierdziła.
Poszło tak: jedną ręką trzymała Tośkę za kark tak bardziej przy głowie, powiedziała, że kot wówczas głupieje i istotnie, Tośka zbaraniała, jakoś tak drugą jej mordkę szeroko otworzyła i wrzuciła tabletkę, ale Tośka połknąć bynajmniej nie chciała, więc trzymała mordkę i szybciutko strzykawką wcisnęła jej dwukrotnie trochę wody do mordki. Poszło!
Mam nadzieję, że nie opisałam tego jako średniowiecznych tortur, to był moment i wprawna ręka wetki. Czy mi tak dobrze będzie szło, nie wiem, mam przed sobą miesiąc tabletkowania, codziennie. Będę próbowała na zaspańca, Tośka właśnie słodko śpi, i bardzo mi jej żal, ale na razie tak muszę próbować, z czasem będę wprawniejsza, a Tośka bardziej przyzwyczajona. Zaraz popróbuję, bo dziś jeszcze odgrzybowa musi pójść.
Aha, no i pazurki - nie bardzo nam się to podobało, ale wetka zrobiła to myk, myk, myk (ja bym nawet nie zdążyła łapy do ręki wziąć) i Tośka jest obcięta

Pytałam jak często trzeba, powiedziała, że to indywidualna sprawa, muszę obserwować.
Tośka to jest taaaaka grzeczna, taka kochana, wiecie co, ja zaczynam wpadać po uszy. Dajcie mi jeszcze parę dni i kuniec świata będzie
