AKa ja miałam kiedyś bardzo podobną sytuację
Jak wynajmowałam mieszkanie z koleżanką to wzięłam kociaka. Za jej przywoleniem. Kociak kiedyś przy dawaniu miski ją drapnał. I to był koniec dobrych stosunków. Zastraszyła mi kota. Fizycznie nic mu nie zrobiła, ale były drobiazgi. Głosnym tonem wyproszanie kota z pokoju. Potem jak kot wchodził do pokoju, to się potrafiła gwałtownie poruszyć tak by go przestraszyć i on zwiewał. Jak był w kuchni i wchodziła, to szuranie nogami było mocniejsze, a głos niemiły, krok tak w kierunku kota by się przestraszył jeszcze mocniej. Typowe zastraszanie, kot był maltretowany psychicznie, że tak to nazwę. "Walka" o to kto jest w domu ważniejszy, kto jest panem. Głupio, że z kotem...
Też bał się wychodzić spod łóżka przy niej. Jak wyszedł na balkon, a ona siedziała w pokoju, to nie poszedł do kuwety, robił pod siebie i siedział w tym. Rozmowy nic nie dały, bo odpowiedź była: przecież nic mu nie robię. I teoretycznie, fizycznie miała rację.
I tu może być podobnie. Wg niego on może nie robić nic złego. Ale kiedyś w przeszłości musiał tak zdominowac koty, że do tej pory tą władzę utrzymuje.
Nie musiał kota kopnąć, by kły wybić, mógł tak przestraszyć, że kot w panice sam w coś walnął.
Ja bym rozważyła dwie opcje
wyprowadzka (twoja lub jego)
oddanie kotów
bo to tak nie może być, by koty, zyły 24h/dobę, 365 dni w roku w totalnym przerażeniu. Co to za życie? Dlaczego na to pozwalasz?
A natychmiast zaczęła bym im podawać jakieś leki psychotropowe, przeciwlękowe. Oxazepam np.