No, to ja też się wypowiem. W poniedziałek odwiedzilismy dr Demble (rodzaj męski

). Klinika miła, czysta. Kurczę, no nie chcę psuć jej opinii po jednej wizycie, ale... nie podobało mi się. Po pierwsze to, że pan doktor nie wstał jak weszłam (jestem na to wyczulona). Po drugie nie zrobił dokładnego wywiadu, a w trakcie mojej opowieści o Salemie wyszedł z jakąś panią doktor

. Zostałam z mało zainteresowaną moją osobą praktykantką. Gdy wyjęłam kota pan doktor usmiechnął sie od ucha do ucha i kazał dziewczynie zgadnąć co kot ma na łapach. Nie wiedziała, więc przez 15 minut trzymałam przestraszonego kota brzuchem do góry, zeby 1. ona mogła wreszcie wpaść na to co to jest, 2. pan doktor mógł zrobic zdjęcie (!) z aparatu, któremu wyładowała sie bateria

. Mówił do praktykantki, nie do mnie (nie znosze tego), nie wyjasnił mi NIC. Tylko wyrecytował jakąś medyczną nazwe, która mi nic nie mówiła. Mimo nagabywań z mojej strony niczego sie nie dowiedziałam, poza tym, że mam stawić sie za 2 tgodnie, żeby sprawdzić, czy działa zaaplikowany Salemowi zastrzyk. Aha, w między czasie ciągle wpadała jakaś lekarka i wypytywała o zapewne bardzo pilne dawki leku dla suki, któa miała przyjśc nastepnego dnia

. A pan doktor biegał od gabinetu do gabinetu. Byłam zła. Poprostu zła - nikt sie mna porządnie nie zająl, nie udzielił informacji, a przecież przyszłam tam z kotem, który do końca zdrowy nie jest. I zostawiłam u nich pieniądze.
Wszystkie wątpliwości wyjaśniła mi nasza nieoceniona doktor Dominika. W poniedziałek naprawde doceniłam to, że mamy tak dobrego i zainteresowanego zdrowiem moich ogonów weta, jak ona

.