» Czw gru 30, 2004 2:25
Przeraża mnie to, co piszecie tutaj o białaczce... co prawda odkąd jest u mnie Lunar w szybkim tempie się dokształcam, Luśka na białaczkę nie szczepiłam (kolejnego kota miało nie być, a Lusiek jest niewychodzacy) ale życie zrobiło psikusa i jest Teosia. Miseczki mają osobne, nie wylizują się nawzajem (niemniej korzystają ze wspólnej kuwety i nie mam możliwości izolacji).
Co prawda wet twierdzi, że przy kondycji koteczki gdyby białaczka była - musiałaby się uwidocznić (kotka była wychudzona, wyczerpana, brudna, ma świerzbowca w uszach), a ze nie miała nawet kataru a swierzb znika w tempie błyskawicznym - prawdopodobnie jest zdrowa. I tak się boję.
Bo to tylko prawdopodobnie...