Niestety nie udalo sie
Na poczatku myslalam, ze to bulka z maslem, i dzemem. Nasypalam roznorakiej przynety, zawolalam kicie,(podeszla), zrobilam jej sciezke z jedzonka do klatki, szla po niej. Zaczela wchodzic, wiec sie oddalilam, zeby sie nie bala. BYLA W SRODKU i juz dawala lapke na zapadnie, a nagle przeszedl pan, kota uciekla. Ale wscieklosc!!!!!!!!!! Gdybym byla blizej, zatrzasnelabym drzwiczki recznie (ogon byl w srodku), ale stalam za daleko. Nie pomyslalam zeby przywiazac sznurek, myslalm ze bedzie prosciej. Gupi czarnykapturek!
Sledzilam kotke przez trzy godziny po osiedlu (przy okazji wymizialam Pantere!), zmienialam przynety (nie wzielam ze soba POLSKIEJ KIELBASY, ZAPOMNIALAM), rozmawialam z kilkoma babkami, karmia koty parowkami (a ja puszeczki z darow, najlepsze

), dowiedzialam sie, ze pan portier NIE ZYCZY sobie zeby zabrac kotke. E, jasne, lepiej jej na ulicy przy jej wadzie wzroku, brawo psze pana
Z glupkami nie gadam, on karmi kicie rano, bede polowac po poludniu, lub wieczorkiem. Mam juz obcykane jej godziny urzedowania,wiem o ktorej gdzie przesiaduje (z zegarkiem w reku, serio!), wiec bede przygotowana!
No strasznie zle, cholera. Domek smutny, ale wyrozumialy, poczekaja na kicie bez problemu.
Ale z niej traba! juz bylaby w ciepelku...Koty mieszkaja w jakiejs rurze w budynku (jest tam jeszcze jakis czarnulek i bialo-czarny), nie maja nadcietych uszu.
Zostaje tri, ktorej dzis nie widzialam, bo nie bylam karmic bezdomniakow (karmicielka powiadomiona, da wieksza porcje), ta "mini kitty" od wczoraj sie nie pokazuje, martwie sie, bo podobno cos kulala. No i dzieciaki na stadionie.
Strzelilabym sobie w leb, ale jeszcze wytrzymam. Tz ma swietne pomysly co do zlapania kota, wiec moze go zatrudnie?