Marlon: ogłoszenie -
wg tego ogłoszenia (fizycznie zdrowy); wpis na wątku
tutaj - sparaliżowany strachem; pytanie o szczegóły -
tutaj; odpowiedź
tutaj cyt.
Witaj Asiu, niestety nie wiemy nic ponad to co napisane tu i w ogłoszeniu (inna wolontariuszka - ta, dzięki której mam cudowną kocicę w domu; poprzednią - Mokate - też od niej miałam: niby zdrowa i tylko do odkarmienia, a w praktyce białaczka, uszkodzona wątroba i trzustka /tyle na pierwszym przeglądzie u weta/, do tego pchły i glisty - żyła tylko 4 miesiące, ale i tak było warto: nie umierała za kratami) i
zdjęcia; następne szczegóły i filmik -
tutaj; jestem w stałym kontakcie -
tutaj; w schronisku nie ma szans -
tutaj itd. itd.
Gdyby czytać między wierszami... tylko kota szkoda: Łódź -> Sztum -> DT -> Łódź (żeby diagnozować i leczyć) - dla zdrowego dużo by to było. Szkoda, że między 15 a 24 sierpnia (przyjęcie -> adopcja) nie dało się niczego diagnozować i leczyć, a w ogłoszeniu... a najbardziej dostał po głowie kurier (DT), który miał pecha i znalazł się po środku - jak to mówią: nie rób innym dobrze, nie będzie Ci źle. Masakra po prostu.
A liczenie, że ktoś tu coś konkretnego napisze... wątpię. Bardzo wątpię. Już za dużo urażonej dumy itd. Chyba, że jednak stanie się cud. Lepiej by było temat zamknąć i otworzyć dopiero jeśli by ktoś miał jakieś konkretne poparte czymkolwiek wieści o Marlonie (czyt. prawdopodobnie felusia, skoro jest u niej). Ale to decyzja moderatorów.
...