» Nie maja 12, 2013 1:30
Re: Maluchy-zginą.Poznań. PILNE! Jeszcze pilniejsze DT ,TDT
Wróciłam. Dziękuję za odzew, rady, mam kiepski internet w telefonie i tylko raz udało mi się wejść na stronę forum, może też ekranują tam grube mury.
Mimo, ze nie mogłam doczytać, to jakoś tak się złożyło, ze zrobiłam dokładnie według rad. Teraz jak przeczytałam, to mi ulżyło, bo kompletnie nie wiedziałam co robić.
Byłam tam przed 10 rano, pierwsze godziny to było szukanie, to, że udało się je znaleźć, to cud jakiś, to jest olbrzymia kamienica, czworobok z wewnętrznym dziedzińcem, nie ma fizycznej możliwości zajrzenia w każda dziurę od strychu po piwnice. Zniosła je piętro niżej i przeniosła w zupełnie inne skrzydło.
Po południu, zaryzykowałam i poszłam w cholerę całkiem. Nic.
Mam wrażenie, ze widziałam, jak się kręciła koło łapki, ale nie weszła. Inne koty też się kręciły. Na dole pełno żarcia różnego, rzucanego z kamienicy obok, najedzone do wypęku, nie ma szans je przegłodzić.
Czekałam do ostatniej chwili, zaczęło się ściemniać, tam nie ma światła. Małe głodne zaczęły wychodzić z dziury i rozpełzać się. Musiałam podjąć decyzję, albo się wycofuję i zostawiam wszystko tak, jak jest, licząc, ze może los będzie dla nich łaskawy i jakimś cudem przeżyją, albo zabierać maluchy. W tej kryjówce były w zasięgu ręki, jutro mogłyby być gdziekolwiek indziej, tam jest pierdylion kryjówek i to też takich bez dostępu.Klucz mam do jutra popołudnia, wieczora, potem muszę go odwieźć za Poznań. Nie wiem kiedy dokładnie wchodzą ekipy, do tygodnia. Nie wiem, czy w przyszły weekend możliwa byłaby jeszcze raz taka akcja, nie wiem, czy miałaby jeszcze sens.
Po 21, zanim zrobiło się już całkiem ciemno zgarnęłam maluchy do transportera, chwile później w tych ciemnościach już bym ich nie połapała. Transporter ustawiłam za łapką i poszłam w cholerę na dół, po godzinie złapał się kocur, wypuściłam, po dwóch kocica, bura, jak wszystkie tam, oglądałam ją w łapce na wszystkie strony, tam jest część sterylizowanych, ale uszy maja przycięte tak symbolicznie, ze nawet niezauważalnie, ta na moje oko miała przycięte, obejrzałam sutki, miała takie malutkie jak moje kocury, takie mleczne sutki się chyba różnią, myślę .
Nastawiłam znowu, o pierwszej odpuściłam, gdyby nie konieczność nakarmienia maluchów siedziałabym pewnie do rana. Nie tak to miało być, nie tak.
Wróciłam, w domu nakarmiłam, odsiusiałam jak umiałam.
Niestety kotów jest aż pięć, cztery bure, jeden czarny, te bure ładne, takie kawa z mlekiem i muśniete rudościami.
Jutro jeszcze raz spróbuje na maluchy z klatka wystawową.
Jak sie nie uda, w tygodniu dziewczyny będą łapały kocicę.
Na 90 % mam dla nich tymczas na tydzień, teraz.
Jak zaczną same jeść przejmie je fundacja Animalia, tyle, ze brakuje mi jeszcze miejsca na tydzień, dwa, zanim zaczną jeść i być bardziej samodzielne.
Ogromnie szkoda mi kocicy, maluchy są wręcz wypielęgnowane, czyściutkie, tłuściutkie, zadbane, bez pcheł.
Tak naprawdę i jej i im stała się krzywda, źle się czuje z tą decyzją, ale zostawiając je tam, tez bym się czuła źle.
Nie wiem co lepsze, naprawdę nie wiem co lepsze.
No cholera, żeby nie ten remont.
Szlag.....

Mico (*)