Jedziemy dzisiaj do doktor Pałys, na szczęście przyjmuje jeszcze, bo za jakiś czas ma jej nie być.
W sobotę myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Musiałam zabezpieczyć małą z lekami na weekend, więc jeszcze poszłam z nią do gabinetu. Przeraziłam się niewiedzą osób tam pracujących. Asystentka miała szczęście, że jestem raczej opanowaną osobą i nie miałam ochoty wdawać się w niepotrzebne dyskusje. Oglądała uszy małej i stwierdziła, że to jednak na pewno FIP

Jak już pozbierałam zęby z podłogi, zapytałam dlaczego tak sądzi, przecież jest to choroba bardzo trudna do zdiagnozowania. A ona mi, że nie, że FIP można łatwo rozpoznać, po zażółconych uszach od środka i że jest łatwo zaraźliwy. Nie wiedziałam, czy mam uciekać z kotką, czy się śmiać, czy płakać. Ja rozumiem, że ona ma robić zastrzyki i kroplówki i nie musi mieć takiej wiedzy jak wetka. Jednak niech nie wygłasza takich przemyśleń.
Mała w sumie cały czas stabilnie. Ranie na razie dała spokój i nie drapie jej, więc zaczyna się powolutku goić.