
punkt numer 1:
Ola w wieku ok.7 lat (czyli 5 lat temu) miała operację kastracji, korzystając z jednej narkozy weterynarz (poprzedni u którego leczyłam zwierzaki) usunął kocie polipy z ucha (Ola miała oba uszy zaatakowane przez polipy charakterystyczne dla ras niebieskich - takie obciążenie charakterystyczne dla danej rasy), z badania histopatologicznego na rok 2007 wyszła zmiana niezłośliwa.
punkt numer 2:
po 1,5 roku od operacji pojawiły się małe kropeczkowe zmiany na zewnątrz ucha, koloru jak sierść kota. Poszłam do weterynarza, weterynarz po badaniu histopatologicznym guzków (niezłośliwy) stwierdził, że taki koci urok i te zmiany będą odrastały. Dostałam kropelki, miałam zakraplać kropelkami
punkt numer 3:
zmieniłam weterynarza (na panią obecną) po tym jak z guzków zaczęła się wydzielać wydzielina a lekarz wytłumaczył mi, że po kropelkach przejść powinno.
Punkt numer 4:
obecna pani weterynarz przeprowadziła wymazy i badania. Z wymazu wyszedł gronkowiec złocisty, guzki wyszły niezłośliwe. Z biogramu wyszło, że jest on nieodporny (gronkowiec) na tam 2 rodzaje antybiotyku i Ola dostała jeden z antybiotyków. Wydzielina ustąpiła, zmiany się przykurczyły i obsuszyły jednak gronkowiec nadal dziad był.
Punkt numer 5:
Po zniknięciu z wymazu gronkowca miałyśmy w planach z panią dr usunięcia niezłośliwych zmian nowotworowych metodą wymrożenia. Co było niemożliwe do przeprowadzenia przy gronkowcu. I tutaj pojawiła się znowu wydzielina (gronkowa) znowu zaczęliśmy z nią walczyć przygotowując się pod zabieg. Zmiany były cały czas monitorowane i cały czas wychodziły niezłośliwe
Punkt numer 6
10 września przed planowanym zabiegiem pojawiły się zmiany na węzłach chłonnych i płucach. Wcześniejsze badania z sierpnia o których tu wspominam i piszę były niezłośliwe wyniki krwi w normie.
Punkt numer 7:
Pani doktor zaczęła działanie standardowe zdjęcie RTG i podanie antybiotyku i zastrzyku przeciwzapalnego. Potem zastrzki sterydowe
Punkt numer 8:
W dniu wczorajszym z kotem była moja mama, która powiedziała, że od teraz ona tutaj podejmuje decyzje (bo u mnie tym razem coś się zaczęło, ale to już nie temat forum, mam kilka badań teraz swoich) i coś tam jej wczoraj robili (piszę coś tam bo moja mama nie przekaże mi wszystkiego dosłownie, brzmiało to mniej więcej "coś jej pobrali" "coś wzięli" wyniki za 2 tygodnie, krew powinna być w środę kolejna wizyta) więc czekamy na wynik histo i krwi (napisałam to właśnie kilka postów wyżej, że czekam na wyniki jednak zamotałam to bo pisałam, że jestem przeciwna diagnostyce. Nie chodzi mi o to, że jestem przeciwna diagnostyce w ogóle, cały czas potwierdzany jest rak, pani doktor robi wiele różnych badań - wiem, że piszę to tak jakby moja pani doktor samymi rękoma leczyła jednak nie potrafię opisać dokładnie wszystkiego co przy Oli jest robione). Jeżeli chodzi o leczenie paliatywne bo tak napisałam, mam kota z guzami po prawej części ciała na całej długości to co mam pisać, że guzy raptem zaraz wszystkie znikną, skoro powstają następne?
Korzystałam nawet z pomocy bioenergoterapeuty (czytałam na innym wątku, że jedna właścicielka kota też się o to pokusiła).