Już jestem by zdać relację, wcześniej nie mogłam bo była u mnie burza i jak to zazwyczaj bywa przy burzy miałam przerwę w dostawie netu.
Zapakowałam kotę do transporterka na noc i do wyrka. Niestety Salma strasznie była ruchliwa w tym pudle, ciągle przez kratki wystawiała łapki i mnie pacała po twarzy, nawet chyba próbowała mnie bluzgać. Pomyślałam, że może jednak lepiej będzie jej w pudle po monitorze. Otworzyłam transporter, kota wyszła, ja go zamykam i wkładam na szafę w tym czasie Salcik chwiejnym krokiem wędruje gdzie? do kuwety. Wzruszyłam się jak ją podglądałam, ledwo udało jej się tam wejść, siurała w bardzo dziwnej pozycji (ciągle się chwiejąc), potem próbowała zakopać, ale po jednym machnięciu łapką uznała, że takie prowizoryczne zakopanie musi wystarczyć w tej sytuacji i wygramoliła się z piaskownicy po czym tym samym chwiejnym krokiem powędrowała gdzie? do swojej kociej budki, wlazła tam, zwinęła się w kłębek i zasnęła
Postanowiłam to kontrolować w taki sposób, że nastawiłam budzik na następną pełną godzinę, kiedy zadzwonił sprawdzałm gdzie jest kot i czy nic mu nie jest i kolejne budzenie znowu za godzinę i tak aż do rana. Salma przespała całą noc w swojej budce, nie wylazła do teraz, nawet w kuwecie jeszcze nie była, tylko zmienia pozycje w budce i czasem kuka co się dzieje dookoła. Koło czwartej dostanie część tej saszetki RC dla rekonwalescentów, wie gdzie jest woda więc pewnie gdyby chciała pić to by skorzystała (wczoraj trafiła sama do miski).
Piesa natomiast już nie ucieka przed dziwnie pachnącym kotem, bardzo jej chyba żałuje bo co chwila leci do budki sprawdzić, czy z "siostrą" wszystko dobrze, czasem też popiskuje i prowadzi nas do Salmy i patrzy takim wzrokiem mówiącym "no zróbcie coś, ona jest chora, nie widzicie?"
Ach te moje dziewczyny
