Pani Beato Popek proszę mieć na uwadze kilka drobnych szczegółów:
- po pierwsze kot nie jest MÓJ. To był KOT WOLNOŻYJĄCY, który po kastracji miał wrócić do środowiska - bez zębów nie jest to możliwe, bo nie da sobie rady z samodzielnym zdobywaniem pokarmu. Nawet dostarczonego przez karmicieli. Nikt nie jest w stanie przypilnować,by w stadzie kilkunastu kotów każdy najadł się do syta. Tym bardziej kot, który ma problemy z jedzeniem,długo przeżuwa i potrzebuje dużo czasu na posiłek.
W naturze silniejsze koty szybko pozbawią go kęsów. Żaden karmiciel nie będzie siekał na drobne olbrzymich porcji karmy dla całego stada,tak by kot bez zębów je przełknął. Kot sam nie da rady zjeść niczego co upoluje- nie rozerwie i nie rozdrobni tego.
-kot ma tylko 6-7m-cy a nie kilka/kilkanaście lat -przed nim całe życie w głodzie,niestrawności lub z wymiotami ,jeśli zacznie z głodu i pośpiechu przed innymi kotami łykać duże kawałki
-nie mam problemów związanych z estetyką i usunięciem białych ząbków,ale usunięcie zębów kotu,któremu powinno się leczyć wirus, skutkiem którego był stan zapalny jamy ustnej- nadżerki na języku i dziąsłach to ZASADNICZA różnica
Beata Popek pisze:Oczywiście myśl o wyrwaniu mojemu młodemu kotkowi jego ślicznych, białych, zdrowych ząbków (tak właśnie wyglądały) była dla mnie nie do zaakceptowania i dlatego między innymi nie zdecydowałam się na to wtedy.
Na początku nie byłam przekonana o słuszności usunięcia wszystkich zębów, bo niektóre wydawały mi się ładne i zdrowe. Jednak po zabiegu widziałam ząbki Psotka i wiem, że pod tymi białymi też była ropa.

- wg mojego stanu wiedzy przy stanie zapalnym zębów, zwłaszcza takim,pod którymi jest ropa nie powinno się stosować ekstakcji! dopiero po terapii antybiotykowej,kiedy stan zapalny zostanie usunięty. Wydzielina ropna to kolejne źródło zakażenia-żaden dobry stomatolog nie usuwa zębów w takim stanie.
- kot miał WIRUSA i został mi wydany z lecznicy JAKO ZDROWY KOT DO WYPUSZCZENIA(!!!),a tymczasem:
1.był odwodniony
2. wychłodzony (bo pomieszczenie, w którym przebywał było mocno wietrzone,mimo przymrozków ,żeby nie było czuć zapachu kocurów)- tylko jak w takich warunkach mają się leczyć chore koty i koty świeżo po zabiegach,którym wtedy obniża się temp.?jak wzajemnie mają się nie zarażać i nie przeziębiać
3. miał nadżerki na języku i dziąsłach, których bolesność NIE POZWALAŁA MU JEŚĆ
4. nie wylizywał futra, co jest dodatkowym objawem bolesności języka objętego nadżerkami i złej kondycji kota
5. miał zapadnięte oczy i sterczące futro- co świadczyło o jego fatalnej kondycji
6. miał wyniszczającą biegunkę i brak apetytu
WYPUSZCZONY W TAKIM STANIE ,co skrzętnie zalecił wet, do zimnej,brudnej piwnicy,pozbawiony opieki człowieka i pomocy medycznej NIE PRZEŻYŁBY!!!!!
-czy wet ma świadomość jak ciężko znaleźć dom półdzikiemu kotu???!!! ile to kosztuje pracy,nerwów,zaangażowania ? jak cierpliwych,oddanych,pełnych emaptii i serca właścicieli trzeba znaleźć? GDZIE ich szukać?
- kto zwróci mi olbrzymie koszty,pokryte z moich pieniędzy, za długotrwałe leczenie,hospitalizację,leki,kroplówki,transport do lecznic oraz specjalistyczną karmę? o czasie własnym,straconych nerwach nie wspominając.
- kto zwróci mi koszty leczenia moich prywatnych kotów,które miały okazję zarazić się zakaźną,wirusową chorobą od kota bez ząbków,którego przyniosłam do domu,by nie skonał w piwnicy?
I jeszcze ostatni szczegół:
w ww stanie wydawany z lecznicy kot został przez weta standardowo ZASZCZEPIONY (!!!) niczym zdrowy kot
I na koniec:wg moich odczuć chodzi nawet nie o to,że ten wet nie ma empatii. Przy odbiorze radził,by otoczyć kota szczególną opieką,był miły dla niektórych klientów-dla mnie przynajmniej na początku chociaż "się starał",długo opowiadał jak chore koty do niego trafiają,jak trudne ma przypadki-potem to się oczywiście zmieniło, ale niestety popełnia podstawowe błędy w diagnostyce i sztuce weterynaryjnej. Czy to wynika z braku podstawowej wiedzy czy braku doświadczenia- wszystko jedno,cierpią zwierzęta,bezpańskie zwierzęta,półdzikie,które nie mają szans na opiekę taką,jak zwierzęta domowe. Rzadko który kot da się ponownie złapać, by móc go leczyć. Zwykle one mają tylko JEDNĄ szansę na poprawę jakości i tak trudnego życia i zdrowia w naturze,która jest niestety ZAPRZEPASZCZONA takimi metodami leczenia jak ww wymienione.
Taka suma rażących uchybień w sztuce weterynaryjnej z pewnością znacząco przyczyni się do zmniejszenia populacji wolnożyjących kotów,tylko może taniej byłoby dla gminy i podatników od razu je usypiać?, albo jeszcze prościej wystrzelać bezpośrednio pod piwnicą?-spadną wówczas także koszty transportu i wizyt weta w terenie.No i praca lekarzy weterynarii mniej absorbująca i przynosząca tak wspaniałe ,wymierne efekty,od razu. Ot,jakie proste przedsięwzięcie. Polecam serdecznie do przemyślenia.