seidhee pisze:Pan Antczak napisał mi, że przecież "wszyscy czytelnicy wiedzą", że pani Antczak w swojej rubryce opisuje przypadki z praktyki weterynaryjnej, a nie własne historie. Czyli - to nie była ich kotka. To tłumaczy tę dziwną formę "zobaczono, zrobiono" w tym artykule. Ale faktem jest, że nigdzie przy tym artykule nie było napisane, że to nie jest jej własna historia, tylko cudza. No i nie zmienia to w żaden sposób szkodliwości publikowania tego rodzaju historyjek w rubryce poświęconej przecież opiece nad zwierzętami domowymi
Nawet jak to nie jej kotka, to tekst propaguje rozmnażanie zwierząt nie rodowodowych
