Liza ma lepszy humor. Tak bym to określiła. Nie jakaś rewelacyjna odmiana, ale zaczyna trochę chodzić po domu, już nie siedzi cały dzień tylko na "wieży obserwacyjnej" - wysokim drapaku.
No, nie za wiele ale ze dwa, trzy spacerki na dzień robi
Tak było wczoraj i dziś.
Tylko co do jedzenia, bez zmian. A właściwie zmiany są, bo ucieka przede mną jak widzi, że niosę strzykawkę i dość intensywnie mi się wykręca jak ją karmię. Ale to dobry znak, bo była bardzo bierna przy karmieniu - tak jakby jej było wszystko jedno co się z nią dzieje.
Dziś była na trzecim zaszczyku, jeszcze dwa. czy to one pomagają?
Wątpię jednak - bo zaczęłaby cokolwiek sama jeść, tak myślę w każdym razie.
Ona jest taka drobniutka, maleńka. Jak ją karmię to cała jej główka mieści mi się w dłoni. Rozczula mnie tą swoją kruchością postury.
Na razie jeszcze nie zaczęłam szukać jej domu, bo wydaży się u nas coś, na co bardzo się cieszę

i liczę jeszcze, że może ta nowa sytuacja wpłynie na nią w jakiś sposób pozytywnie?
O ile nic się nie zmieni, 29 grudnia zawita do nas maleńka koteczka od Rysi

Koteczka jest brana z przeznaczeniem dla kogoś, w prezencie ale... czy ja będę zdolna do dania tak cennego prezentu to się jeszcze okaże
Może maleństo wzbudzi w Lizie jakieś uczucia? Może będzie na tyle zaaferowana nową sytuacją, że zapomni że jest obrażona?
W każdym razie, po cichu na to liczę. Nie wiem tylko, czy kot może normalnie żyć na takim wciskanym jedzeniu. Ale ... skoro żyje.Tylko, że takie karmienie to dla Lizy niekomfortowa sytuacja, dla mnie też -tym bardziej, że coraz bardziej jestem pewna, że to jest naprawdę jej bunt a nie choroba.