Maxio zadziwiał mnie na każdym kroku! Ale od początku. Najbardziej bałam się podróży - okazało się że niesłusznie! Maxa do auta wsadziłam w klatce, siadłam z nim na tylnym siedzeniu, a on jakby nigdy nic, po krótkiej chwili zdziwienia poszedł spać! i całe 5 godzin spał, budząc się tylko w momentach przyspieszania, lub wyprzedzania i na największych wertepach, podnosił główkę, rozglądał się zdziwiony i... dalej szedł spać! ...
Po przyjeździe na miejsce troszkę był zaniepokojony nowymi ludźmi, miejscem, ale jak tylko położyliśmy go na łóżko, od razu się zadomowił i poszedł spać


ale widać, że kot mnie i narzeczonego traktuje już jak swoją rodzinę (co mnie bardzo ucieszyło) bo wszystkim się dawał głaskać, nosić i jadł każdemu z ręki, ale ciągle się rozglądał czy jesteśmy w pobliżu, a kiedy się oddalaliśmy, miauczał wołając "mamo, tato, gdzie jesteście, nie zostawiajcie mnie"
Niesamowity jest ten kocur! Kiedy wracaliśmy Max już leżał sobie jak król na tylnym siedzeniu, oczywiście też siedziałam z tyłu, żeby czuł się bezpieczny i znów większość drogi przespał. Było okropnie gorąco i duszno, więc w połowie podróży zrobiliśmy dla kotka dłuższy przystanek, na stacji benzynowej z pięknym, świeżo skoszonym trawniczkiem i drzewkami - położyłam Maxa w cieniu, na chłodnej trawce, bo już strasznie dyszał z gorąca! Napił się wody ( w samochodzie nie chciał pić, tylko moczył końcówkę języczka i odwracał głowę) , porozglądał się za latającym owadami i na koniec zrobił kupkę
