Miłosz w sumie całkiem nieźle.
Po przyjeździe z Miłoszem i wstępnych oględzinach z Doktórką doszłyśmy z Buffy do wniosku, że jemu te rany bardzo się zmieniają. Po paru dniach od kiedy widziałam go po raz pierwszy, nie było już śladu po strupach i ranach, nie wisiały kawałki martwiczej skóry. Skóra Miłosza była łysa i wyglądała jakby świeżo się zabliźniała. Ale o dziwo, pojawiły się nowe przełysienia. Co więcej, łyse placki ślimaczyły się ropą

Buffy zauważyła też sporą różnicę w owłosieniu na grzbiecie, przy ogonie. Różnica była zauważalna między stanem w sobotę koło południa a niedzielą koło południa
Wetka pooglądała, popatrzyła i orzekła, że raczej nie jest to uraz mechaniczny. Przejechany nie, bo miałby jakiekolwiek inne obrażenia, podpalony nie, bo sierść wyglądałaby zupełnie inaczej, w sumie nie wyglądałaby pewnie w ogóle. Środek chemiczny też raczej "odpadł" bo mimo ran na nosie, i to sporych, oczy były nienaruszone. Zaczęła podejrzewać chorobę. Tylko jaką? Chora skóra czy coś w środku, co powoduje taki stan skóry???
c.d.n.