Mecenas, dla przyjaciół Mecuś, jest dopiero u nas trzy dni, a już zdąrzył:
- wydziergać zielony dywan, czyli po przez robienie ciasteczek (czyt. ugniatanie) porobić pełno małych dziurek
(tu pełna wina leży po naszej stronie, bo kocie pazurki wymagają lekkiego przykrócenia)
- przez przewrócenie kubka wylać gorącą herbatę na plecy ludzia
(oczywiście, gdyby człowiek pomyślał wcześniej i niekład szkalnki na krawędzi stołu, obyłoby się bez tego typu atrakcji)
- zakochać się w śwince morskiej, choć znajmość trwa zaledwie kilka godzin
("moja wina, że sprowadziłyście mi tu tego śmiesznego zwierza?")
- pognieść okładkę instrukcji aparatu, całe szczęście że dosyc lekko
(ponownie zawiniłśmy sobie same, bo kto mądry zostawia takie rzeczy na kanapie)
Do Josia mu będzie zawsze daleko, ale może stanie się wariatuńciem?
