[Wro] Misia czuje się coraz lepiej, trzymajcie kciuki !

Kocie pogawędki

Moderator: Estraven

Post » Pon gru 21, 2009 16:04 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Nie wiem czy surowica może zaszkodzić, wydaje mi się, że nie,
ale
minęło już ładnych kilka dni odkąd drillowa ma kociaka. Od samego początku był krzyk o panleukopenii i zero działań. Kiedy kociak przestał jeść, to było już prawie konanie z rozpaczy. A przecież kociak był wyziębiony, być może jakieś choróbsko już wcześniej jadło go od środka. Zaprzestanie jedzenia może być spowodowane nadżerkami w pyszczku, zatruciem, złym samopoczuciem, bólem brzucha z przejedzenia, a nie czytałam jeszcze nic o diagnozowaniu kociaka.

bloo

 
Posty: 1338
Od: Pon cze 02, 2008 18:01
Lokalizacja: Świdnik k. Lublina

Post » Pon gru 21, 2009 16:34 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Bo to się chyba wczoraj wszystko zaczęło źle dziać.
Myślę, ze drillowa jest właśnie u weta, jak wróci to na pewno będzie już coś więcej wiadomo.

bloo, oczywiście masz rację, że należało od początku myśleć, jak kociaka zabezpieczyć. Tylko że to się już nie wróci, więc bez sensu jest robienie wyrzutów. Trzeba teraz podpowiadać drillowej, co ma robić dalej, żeby kociak wyzdrowiał.

Poza tym, coś mi się wydaje, ze kociak był wcześniej pokazywany wetowi, i wet zdecydował, ze nie zaszczepi ani nie poda surowicy bez objawów.

Niestety, wiekszośc "zwykłych ludzi" (nie mających doświadczenia w kocich chorobach i bojach z wetami) wierzy wetom, a przy tym jest na nich skazana....nikt przecież nie zapyta weta na wejściu "Czy jest dobrym wetem".
Pomocy zaczyna się szukać na ogół dopiero kiedy wet zawiedzie.
ObrazekObrazekObrazekObrazek

Kazia

 
Posty: 14105
Od: Pt maja 24, 2002 13:46
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon gru 21, 2009 20:04 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Bloo, surowica podana profilaktycznie nie ma prawa zaszkodzić, podana w okresie wiremii może uchronić przed wystąpieniem objawów, natomiast podana już na etapie pełnego zespołu jest w zasadzie jedyną szansą dla takiego malucha.
Kaziu, jeśli chodzi o szczepienie, decyzja weta jest słuszna - zaszczepienie zarażonego, choć jeszcze nie zdradzającego objawów choroby kociaka to wyrok, ale surowicę należało podać żeby maluch miał w braku własnych jakiekolwiek przeciwciała. I nie Caniserin, tylko Feniserin lub surowicę przygotowaną "na miejscu" z krwi innego kota.

U kociąt do 4 miesięcy życia, śmiertelność przy zarażeniu pp wynosi 90%. Kociak drillowej ma objawy właściwe dla pp lub właśnie zatrucia, (pewność dają jedynie testy i to nie z kału bo te nie są do końca miarodajne) włącznie z "kultowym" wiszeniem nad miską z wodą. Choroba na tyle się rozwinęła że już wymiotował. Tak, wiem że się poprawił, że zaczął pić, ale prawdopodobieństwo wystąpienia u niego pp jest zbyt duże, powiedziałabym niemal stuprocentowe, a za dobrze jeszcze pamiętam jak mi się ślicznie Gremlinek poprawił na dwa dni przed... I jadł tak ładnie jeszcze w nocy, a rano był już nieprzytomny, umierający. Stąd mój brak optymizmu i zdecydowane naleganie na podanie koci surowicy i - nie ukrywam - wściekłości trochę bo w tej sytuacji czas odgrywa rolę nadrzędną. Tym bardziej że już 16.bm. Cool Caty i Jana (a tu bym słuchała jak pacierza) zwróciły uwagę na konieczność podania surowicy i wszystko się rozmywało bo nie było Feliserinu, bo wet nie chciał podać Caniserinu w ramach profilaktyki... Owszem, też bym się nad Caniserinem głęboko zastanowiła ze wzgl. na niewielką ale jednak możliwość wystąpienia wstrząsu, ale szukałabym dawcy nie licząc na fuksa. Może podchodzę zbyt emocjonalnie - trzy maleńkie kociaki odeszły mi na rękach, może zbyt świeże to jeszcze... Może w ogóle nie powinnam tu zaglądać.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Pon gru 21, 2009 20:59 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

kinga w. pisze:Bloo, surowica podana profilaktycznie nie ma prawa zaszkodzić, podana w okresie wiremii może uchronić przed wystąpieniem objawów, natomiast podana już na etapie pełnego zespołu jest w zasadzie jedyną szansą dla takiego malucha.

Tak też myślałam.
Tymczasem drillowa założyła kolejny (już czwarty/piąty) wątek, poszukując weta z wirówką. Kolejny dzień stracony. Faktycznie jeżeli kociak będzie dalej tak 'leczony' to niestety skończy jak poprzedni. edit: wątek był założony wczoraj - mój błąd, przepraszam.

bloo

 
Posty: 1338
Od: Pon cze 02, 2008 18:01
Lokalizacja: Świdnik k. Lublina

Post » Pon gru 21, 2009 21:07 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Też byłam zielona jak mi pp do domu wpadła z wizytą. Fakt, dwa kociaki mi odeszły - jeden chorował dość długo, drugi w ciągu doby ledwie - zanim złapaliśmy diagnozę, ale potem jeszcze tego samego dnia Kraków i surowica. Tak mi poradziły dziewczyny na forum, pomogły znaleźć dawcę, podpowiedziały weta. Dzięki temu trzy kociaki przeżyły. Tylko że to był speed.
Obrazek

kinga w.

 
Posty: 22593
Od: Sob sty 31, 2009 17:41
Lokalizacja: Keadby

Post » Pon gru 21, 2009 22:56 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Nie odzywalam sie caly dzien, bo zapierniczalam po wetach, po koty, albo lezalam przy malej i odsypialysmy noc.

Widzę MASĘ ataków na mnie, więc wytłumaczę się i proszę żeby każdy kto miał do mnie jakieś ale przeczytał DOKŁADNIE I 5 RAZY:

Dzień pierwszy: Zachodzę do weterynarza sama, mówię jaka sytuacja, kobieta mówi mi, żeby kot sobie biegał, że go nie ruszać, żeby nie stresować i że mam nie przesadzać i nie panikować z panleukopenią, że minęło AŻ [ta, nacisnęła na to słowo] 3,5 miesiąca od wirusa, więc NA PEWNO [na to też...] go nie ma. Olałam ją. Wet numer dwa: Nie przesadzać, przyjść z kotem i pokazać. Kot owinięty szczelnie w 5 kocy, do samochodu, pod same drzwii. "Kici nic nie jest, spryskam preparatem na odpchlenie, bo widzę jajka pchełek, w domu wypuścić i niech tydzień czasu robi co chce, nie stresować". Wtedy zdziwiło mnie trochę to ich nic-nie-robienie więc napisałam posta, że mam w domu tego kota i co robić. Reakcja dziewczyn "Zabezpiecz jak najszybciej surowicą". Złapałam za telefon. Obdzwoniłam chyba z 7-8 weterynarzy, każdy powiedział DOKŁADNIE to samo: "Dać jej spokój, nie będziemy podawać surowicy bo mamy tylko psią, nie podejmiemy się tego, za duże ryzko wstrząsu, zaszczepić tez nie wolno bo nie odrobaczona, a jesli w domu faktycznie jest wirus to tylko ja dobijemy" [tu przyznam rację, organizm w pierwszych 2 tygodniach od szczepienia jest oslabiony]. I od każdego usłyszałam, że nic nie można zrobić, mogą co najwyżej podać zylexis w ramach immunostymulatora, że mam się czaić na jakiekolwiek objawy i dopiero do nich. Usłuchałam, co innego miałam zrobić, jak kilku powiedziało DOKŁADNIE to samo?

Dzień drugi,trzeci,czwarty: Kotka strasznie radosna, ciągle spała z nami, wcinała jak odkurzacz, mruczała jak motorek, gdy się od niej odeszło na 5 min to już była na klawiaturze/w łazience/w kuchni na stole miziała kanapki. Minęła tak pięknie sobota i połowa niedzieli. Myślę sobie, że jest dobrze, bardzo dobrze. I że może weci mieli rację. Stwierdziłam, że w poniedziałek z samego rana lecę po zylexis jak doradzili.

Dzień piąty: Niedziela popołudnie. Wymiot + mokra qpa [sztuk po jednej]. Szybko do weta. Antybiotyk + zylexis + jakieś witaminy + proszek do rozpuszczania w wodzie i strzykawka do pysia na zagęszczenie qpy. Mała ciągle śpi, ale jest na mnie zła o strzykawki. Noc przespała w łóżku mojej mamy spokojnie, ja leżałam na podłodze obok, z ręka na małej i ciągła kontrola czy jest ok. Sen małej: 100%. Mój: 0.

Dzień szósty [dziś]: Położyłam się spać na godzinę. Wstałam, pomyślałam trzeźwo i zmotywowałam się, żeby olać weterynarzy. Znalazłam aż jedną klinikę, gdzie wet po opieprzeniu mnie i pokazaniu mi, że się wymądrzam i że zrobi to TYLKO NA MOJĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, chociaż uważa, że to głupie zgodził się na zrobienie surowicy [łał, miał sprzęt] i podanie małej. Gdy zapytałam czy wie ile i w jakich dawkach usłyszałam z takim prychnięciem "Ależ oczywiście, że wiem". Po obdzwonieniu wszystkich znajomych znalazłam kotkę. Skombinowałam transport. Podjeżdzamy po kota. Koleżanka nie raczyła mnie poinformować, że kota nawet nie da się dotknąć i że jak jedzie na szczepienia to cała rodzina pół dnia go łapie. Misja trwała godzinę. Nie powiodła się. Myk za telefon. Jedna kotka zaszczepiona raz, 3 lata temu. Podobnie 5 pozostałych kotów znajomych. Niektóre wcale. Pojechałam do tego weta z samą moją kotką. Podała antybiotyk, wszystkie leki, zbadała małą, obmacała, temperatura 38,5C, ponoć bardzo prawidłowa. Dokładnie wymacała zwierzynkę kilkakrotnie, powiedziała, że mam pojechać do domu, siedzieć przy niej, w razie czego przyjechać drugi raz i że na jutro rano będzie miała kocią surowicę, a jakby coś się zmieniło to zadzwoni. Godzina 19, telefon. "Bardzo mi przykro, ale surowica bylaby dopiero za 3 dni, nie mamy tyle czasu pewnie. Uważam, że ryzyko wstrząsu po podaniu surowicy z krwii kota jest takie samo jak przy podaniu psiej surowicy, jeśli pani tego chce możemy zaryzykować." Wytłumaczyła mi jeszcze, że może być tak, że przywiozę jej 3 koty, Ona sprawdzi krew każdego i okaże się, że żaden nie będzie miał odpowiedniego miana przeciwciał i nie dość, że będę po 60zł za sztukę w plecy, to stracimy czas i zmęczymy tamte koty. Zapytałam tylko z płaczem co robimy.. Powiedziała, że mam przyjechać jutro z rana i podamy tą psią i posiedzimy, poczekamy na możliwy wstrząs, o wszystkim dokładnie uprzedziła.. Słyszałam dyskusję wetów, cała trójka powiedziała to samo co Ona. Zaufałam im.

Na chwilę obecną mała podpija dalej wodę, dostaje do pysia strzykawką przemiksowana marchewkę z kurczaczkiem, albo zgniecioną widelcem karmę z saszetki RC, którą dała mi tamta Pani wetka.. Więcej jest na futerku i podłodze, ale zawsze coś połknęła, podlizała... Dziś czeka mnie kolejna nieprzespana noc.

I naprawdę, PROSZĘ nie miejcie do mnie pretensji, wyobraźcie sobie, że NIE MACIE ZIELONEGO POJĘCIA, że weci moga być do dupy. Niech każda z Was wyobrazi sobie, że nie leczyła nigdy kota z pp, że byłyście u weterynarzy [wielu], każdy powiedział Wam to samo, logujecie się na kocie forum [gdzie są dziewczyny BARDZO doświadczone, ale żadna nie jest wetem...] i mówią coś kompletnie odwrotnego. Co wtedy robicie? Nie wierzę, że nie dokładnie to samo co ja. Jestem tylko człowiekiem, po prostu cały czas złudnie wierzyłam, że Oni są tacy świetni, w końcu to lekarze, tacy jak od ludzi, ale od naszych pupilów.

To by było na tyle. Postanowiłam się wytłumaczyć, bo łatwo jest komus powiedziec na odleglosc, że nie robi nic. A ja nie sypiam cale noce, obdzwaniam kazdego weterynarza, notuje jego zdanie, jezdze co chwila do innego i po prostu slucham ich, w koncu to lekarze.

Życzcie mi powodzenia. W końcu jestem głupia i "nie dałam kotu żadnej szansy na przezycie", tylko dlatego, że nie mam doświadczenia i słucham się lekarzy.

Idę dalej leżeć i doglądać małej, muszę jeszcze podać jej lek na qpki i zagniecioną karmę. Dobranoc
Obrazek

drillowa

 
Posty: 208
Od: Czw lis 26, 2009 19:05
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto gru 22, 2009 8:20 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Drillowa, spokojnie.
Taka jest specyfika forum, każdy ma jakieś zdanie i ma prawo je wypowiedzieć.

Faktem jest, ze powinnaś słuchać osób, które WYLECZYŁY koty z pp. Nawet niejeden raz wyleczyły. Tylko takie osoby mają naprawdę wiedzę na TEN temat i doświadczenie w TEJ chorobie.
Weci...założę się, ogromna większość z nich albo zna pp z książek głównie, albo leczyli bezskutecznie. A że kot na pp im umarł, no to co w tym dziwnego, to przecież śmiertelna choroba jest :(

Podaj kotce ten Caniserin (ja od razu czułam, że kociej surowicy nie uda się zdobyć, Feliserin jest niepopularny, nie wiem, czy teraz jest w Polsce zarejestrowany. A o kota do pobrania, odpowiedniego, też wcale nie jest łatwo.)
Nie widziałam na forum nigdy wpisu, że kot po Caniserinie miał wstrzas, więc sądzę że to niebezpieczeństwo nie jest wielkie, a na pewno mniejsze niż groźba pp. Weci rozsądnie bardzo powiedzieli, że będą siedzieć i obserwować, więc jakby co, wstrząs jest do opanowania.

Trzymam kciuki.
ObrazekObrazekObrazekObrazek

Kazia

 
Posty: 14105
Od: Pt maja 24, 2002 13:46
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 22, 2009 10:49 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Nie powinnaś była odbierać mojej wypowiedzi jako atak, może jako lekkiego kopa do działania.
Musisz wiedzieć, że te sześć dni bez surowicy, to sześć dni straconych - z tym nie ma co dyskutować, nieważne czy kotka czuła się przez trzy dni lepiej czy nie. A można było chociaż ją przebadać. Zrobić morfologię i biochemię, testy na pp, badanie kału - wiedziałabyś Ty i weci na czym stoicie, jak bardzo stan jest zły, albo znalibyście zupełnie inny czynnik stojący za takim zachowaniem. I o to mi właśnie chodzi, bo do tej pory widzę tylko wielką rozpacz, dostosowywanie się do decyzji wetów (które swoją drogą nie są takie głupie, bo jaki wet podejmie się leczenia bez diagnozy) i koniec.
Miałaś już kota z pp, który przegrał, więc wiesz jak ta choroba może szybko zabić, a ja nie wiem na co czekasz.

bloo

 
Posty: 1338
Od: Pon cze 02, 2008 18:01
Lokalizacja: Świdnik k. Lublina

Post » Wto gru 22, 2009 11:32 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Byłam wczoraj ogólnie wściekła, wybaczcie. Sprawa na ten moment wygląda tak: Temperatura dalej 38,5 stopnia, mała przemruczała całą noc, popija wodę, daję jej strzykawką to: http://www.krakvet.pl/royal-canin-conva ... -2000.html [zawieruszyło się po poprzedniej małej w starej torebce :kotek: ]. Nie skrzywdzę jej tym? Jakoś raz na 2h daję jej strzykawkę 5ml, powolutku.. bo potem się szarpie, złości i ucieka. Generalnie to mała wstaje sobie, przebiegnie się [tak, przebiegnie], popija wodę i spowrotem lulu. O 14 będę u wetki, której najbardziej ufam będzie świeżuteńki caniserin, ryzykujemy. Bałam się, ale w końcu trzeba. Tylko wpierw muszę wymusić badania krwii. Bo jedno mnie zastanawia, mała wymiotuje RAZ dziennie samą flegmą, rzadka kupka[ nawet nie śmierdząca i bez żółci] jedna dziennie. Dziś wymioty: 0, kupka:0, siku: 1. Badania w końcu wymuszę, bo przypomniałam sobie, że pierwszego dnia choroby małej wymioty wyglądały tak: Zaczęła się krztusić, cofać, z buzi wyszło jej coś długiego, bezbarwno-białego, zjadła to szybko, zanim zobaczyłam co to i puściła pawia z flegmy. Myślałam, że to glut. A wczoraj jak mnie nie było w domu przy swoim jednodniowym wymiotku ponoć w flegmie leżało coś takiego glutowatego biało-bezbawrnego. Bez żadnej główki, nie ruszało się. Widzieli to rodzice. Ojciec mówi, że to flegma albo glut, matka, że coś stałego. Oczywiście opiszę dziś to dokładnie wetce, ale powiedzcie mi zawczasu co to może być?

Na pociechę zdjęcie Misi:

URL=http://img694.imageshack.us/i/hpim0423medium.jpg/]Obrazek[/URL] Obrazek
Obrazek

drillowa

 
Posty: 208
Od: Czw lis 26, 2009 19:05
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto gru 22, 2009 13:12 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Glista ?
Juz nie pamietam, czy ona była w ogóle odrobaczana?

Śliczna koteczka :)
ObrazekObrazekObrazekObrazek

Kazia

 
Posty: 14105
Od: Pt maja 24, 2002 13:46
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 22, 2009 13:15 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Dzwoniłam i tłumaczyłam, ponoć jakieś nicienie, kazała mi czaić się na kupkę i przywieźć w takim pojemniczku jak ludzką się wozi :D Tylko, że kupki od wczoraj nie ma, trzeba będzie krewkę zbadać. Nie była odrobaczana, bo weterynarze powiedzieli mi, że mam jej dać parę dni i dopiero odrobaczać, żeby nie odrobaczać zestresowanej -,- Naprawdę chyba przestanę słuchać tego co mówią i będę robić po swojemu. Za 15 minut ruszam do lecznicy, dowiem się więcej. Póki co mała gania za jakimiś dwoma kablami i piłeczką, znowu wcisnęłam jej strzykawkę tego convalescence, znowu płakała ;<
Obrazek

drillowa

 
Posty: 208
Od: Czw lis 26, 2009 19:05
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto gru 22, 2009 13:25 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Wiesz co, gdyby nie to zagrożenie pp to akurat zgodziłabym się co do odrobaczania z wetami.
To że kotka bawi się, biega, to jest doskonały objaw.
Jest szansa, ze jeszcze się nie zaraziła...i oby tak było :)

Napisałam Ci pw, odbierz
ObrazekObrazekObrazekObrazek

Kazia

 
Posty: 14105
Od: Pt maja 24, 2002 13:46
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto gru 22, 2009 18:05 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Mała o 14:30 dostała vetminth. Nakarmiona czterema strzykawkami 5ml convalescence. Kupek zero :evil: Dzwoniłam do wetki, że wyczytałam o zatruciu robalami jak ich nie wydali, pytam czy podać parafinowy, a Ona : "Lepiej teraz nie podawać, bo mała i tak miała jakąś rzadką kupkę dziennie, tylko ją podrażnimy, zadzwonię do Pani o 20, jak będę wychodzić z pracy i wtedy mi Pani powie co i jak". Super normalnie. Jak wyjdzie z pracy = zamkną lecznicę to na pewno jak coś się stanie będzie mogła mi pomóc :evil: Dać ten parafinowy, czy nie? Jak i ile? Czy pojechać tam z tym kotkiem o 19 i pokazać? Minęło 3,5h od odrobaczania, nie wiem czy to dużo czy mało. Żadnej kupy i tak czy tak nie było od wczoraj od 16. Bo sumie mała nie ma czym kupkać. Co robić? Czekam na opinie doświadczonych odrobaczek :o
Obrazek

drillowa

 
Posty: 208
Od: Czw lis 26, 2009 19:05
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto gru 22, 2009 19:48 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Puk puk? Kupiłam parafinę ciekłą w aptece, płyn doustny. Wetka przez telefon kazała mi nie panikować i OSTATECZNIE podać jakoś 0,5ml, jeśli jestem tak uparta. Dać? Nie dać?
Obrazek

drillowa

 
Posty: 208
Od: Czw lis 26, 2009 19:05
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto gru 22, 2009 22:35 Re: BŁAGAM NIECH KTOŚ Z WROCŁAWIA MI POMOŻE

Dałam parafinkę. Kupki dalej nie ma, ale jestem w ciężkim szoku, mała 2 godziny biegała jak szalona za piłką, za dyndającą antenką od autka na pilota, wskakiwała na mnie z mruczącą piosenką, wylizała i wyczyściła się dokładnie [czego nie robiła 3 dni], wreszcie wyczyściła sobie porządnie zadeczek :1luvu: I UWAGA UWAGA PODESZŁA DO MISECZKI I WCIĄGNĘŁA MOKRĄ KARMĘ RC CONV :piwa: :piwa: :piwa: Aż chce się wstawać rano i zapierniczać do weta!
Obrazek

drillowa

 
Posty: 208
Od: Czw lis 26, 2009 19:05
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Baidu [Spider] i 14 gości