Bosh ja nie chcę więcej kotów!
Rano pędem pędziłam

do lecznicy z Larą na kolejny zastrzyk. Padał deszcz. Przechodziłam jak zwykle uliczką na której pojawiają się moje podwórkowce (ostanio widzę już tylko jednego

). W jednym z ogródków, pod krzakami przemykał sobie czarny kot - średniej wielkości. Pomyślałam tylko, że ludzie w taki deszcz takiego młodziaka z domu wypuszczają (mnóstwo ludzi w domkach ma koty - wychodzące).
No i poszłam do lecznicy.
Lara jak zwykle dostała szału przy wit. C wkłuwanej w pupę, wizyta trochę się przedłużyła.
Wychodzę z lecznicy, po drugiej stronie ulicy idzie ok. 6 chłopców - mignęło mi tylko, że jeden niesie kota. Zgłupiałam, przez moment i myślałam, że mam przewidzenia, ale zawołałam ich i... mieli czarnucha.
Kazałam oddać - oddali.
Kociaka pod pachę i pędem do domu. WCALE się nie wyrywał, całe szczęście zresztą, bo w drugiej ręce miałam koszyk z Larą i gdyby chciał to by mi się wyrwał.
Kociaka wrzuciłam tylko do klatki i pobiegłam na autobus - na zajęcia (ps.

)
Teraz go pooglądałam w koncu: Ma pewnie z 7 miesięcy. Tak jak myślałam, jest kocurkiem. Ma zadbane futerko. Wielki przytulak - uwielbia być na rękach. Na pewno był czyjś - zadbany, przyzwyczajony do przytulania.
Zaraz idę rozwieszać ogłoszenia - i przy domkach i na osiedlu. Mam wielką nadzieję, że po prostu ktoś go wypuścił do ogródka i kociak się zapędził - wtedy tylko powiem, żeby go lepiej pilnowali. Albo uciekł komuś może przez okno? Całkiem możliwe, bo nawet nie zdążył się wybrudzić - tylko miał mokre futerko, ale czyściutkie, pachnące.
Strrraszny mam problem, bo tata ma pretensje, że kolejny kot w domu - kicior musi szybko zniknąć.
Myślę, że ktoś się po niego zgłosi - ale jeśli nie?
W najgorszym razie dam go na przechowanie do schroniska- jest już duży, powinien sobie dac radę.
Nowy opiekun zabrał Niusię i Łatkę - szczęściary
