Podróż minęła bez większych stresów (oprócz tego, że na początku mi sie nieco pomyliło i musiałam się nieźle nagłowić, którędy jechać, ale dałyśmy radę). Mrusia trzy (albo cztery) razy usiłowała odzyskać wolność. Darła się dość porządnie, potem milkła., a potem znów darła i znów milkła. Aż odkryłam prawidłowość... otóż Mrusia, moi drodzy, uznaje podróż wyłącznie w komfortowych warunkach (czytaj równa droga bez dziur (najbardziej protestowała podczas jazdy po bruku) i zakrętów- szczególnie ostrych) i bez hamowania. Jak hamowałam to protestowała, jak przyspieszałam to milkła. Na autostradzie była cicho powyżej 110, poniżej włączała syrenę

Lubi dziewczyna prędkość, oj lubi
W domu wyszła z transportera nie dość, że z podniesionym ogonkiem, to jeszcze ten ogonek drżał i od razu zapuściła traktorek (ma go włączonego cały czas jak jestem w pokoju).
Matko, jaki to jest MIZIAK!!

normalnie brzucho wywaliła do głaskania po chwili i zaczęła się przemieszczać po dywanie na boczku, cała wyprężona, po okręgu. Cudny widok.
Zwiedziła cały pokój zajrzała we wszystkie dziury i zabrała się za pomaganie mi przy pisaniu. Skorzystała z (w kolejności): kuwety, miski z jedzeniem, drapaka.
Strasznie leci jej futro.

Mam nadzieję, ze ma go dużo, bo w takim tempie gotowa wyłysieć.
Wygląda na to, ze chce się bawić (zniszczonych chusteczek- 2 sztuki).
Właśnie usiłuje sforsować drzwi, żeby zwiedzić resztę mieszkania. Chyba też Horacy ją interesuje.
A Horacy się na mnie obraził i nawet zębem zagroził.
To tyle na teraz, tak na gorąco.