» Pon lut 22, 2010 11:15
Re: Szeryf, Kubus i inne. trzeci antybiotyk Szeryfa:(
Niemal na 2 miesiące odcięło mni od świata:( Ale z drugiej strony dobrze mi to zrobiło:))
Szeryf znów miał pogorszenie, znów lało mu się z nosa okropnie. Nie było wyjścia i znów jest na antybiotyku. Cały czas dostaje aloes i bardzo często naświetlam go lamp bioptron. Muszę sprawdzić w jakim cyklu są te pogorszenia, od ostatniego minęły 2 miesiące.
Moja przerwa trwała długo, bo najpierw zaczęło sie wszystko psuć, jeszcze przed świętami. Nie miałam cierpliwości do pisania, bo pisanie jednej litery trwało bardzo długo - sekundy, ale przynajmniej moglam troszkę czytać między resetami. Potem padło zupełnie, i to tak dokładnie. Były momenty kiedy nie miałam żadnego kontaktu ze światem bo i komórka i telefon stacjonarny też brykały. Byłam na zupełnym odwyku.
Żeby mi nie było nudno pod koniec stycznia pogrysł mnie chory dzikusek z piwnicy. W końcu musiałam mieć jakąś rozrywkę.
Dzikus był bardzo chory i właściwie nawet nie taki dziki ale pierwszy raz go widziałam w piwnicy. Nie miał jak zjeść antybiotyku, bo miał zaklejony nos i zaropiałe oczy. Siedział nad miską i nic, nie chciał jeść tego jedzenia z antybiotykiem, no to musiałam go złapać. Miałam wszystko przygotowane do odmycia, zakropienia i podania. Trwało prawie godzinę nim go złapalam i wszystko byłoby ok ale jakoś się potknęłam i biedak przestraszony chciał się wyrwać. Udało mi się go utrzmać ale dwa palce i nadgarstki krwawiły jak diabli. Pazurkiem dziabnął mnie w żyłę na nadgarstku i widziałam jak najpierw leje się krew na zewnątrz a potem jak robi się buła pod skórą. Wszystko mi drżało jak obdrapywałam nos, myłam, zakrapiałam i podałam antybiotyk. Nawet trochę convalescenca się udało wcisnąć. Zamknęłam go do klatki i przyniosłam mu jeszcze baniaczek goracej wody do klatki. Dostał jedzenie i mogłam się zająć sobą.
Wydawało mi się, że wszystko zrobiłam dobrze. Trzymałam w rivanolu kilka dni, moczyłam w goracej wodzie z sodą oczyszczaną. Ale trochę chyba za wcześnie pozwoliłam się zamknąć pogryzieniu na małym palcu. Były głębokie, czułam jak mi sie wgryza i wisi na ręce, no i widać coś głęboko zostało, ropiało.
Wzięłam w sumie 2 antybiotyki, ale dopiero na 3 dzień zaczęłam, bo miałam temperaturę ponad 38. Nic złego chyba nie powinno się dziać. Ale do tej pory mały palec jest spuchnięty i czerwony. Reszta już jest ładnie zagojona. Na szczęście palec już tak nie boli i nie rwie, no może czasami. Tylko nie mogę go właściwie zginać. Może jak zejdzie opuchlizna. W stawach trochę śmiesznie "stuka".
Nie wiem jakie są dalsze losy kota, bo trzeciego dnia przy zakrapianiu oczu nie utrzymałam drania i uciekł z klatki. Potem kiedyś wydawało mi się, że przyszedł pod piwnicę ale nie jestem pewna czy to ten. Mam nadzieję, że cierpię z sensem, że biedak żyje.
Mam nadzieję, że teraz juz będzie lepiej, że ręka będzie mogła dłużej trwać w pozycji do pisania. Jeszcze do niedawna spałam z ręka położoną wysoko na poduchach.
Reszta w miarę normalnie, większość szaleje, a Maleńka leje. Czasami, jak się tej szarańczy wystraszy. Bo Kubuś wyglada dziko - chce coś biedak zobaczyć jak pędzi, a Milutek jest jak czołg, masa i trochę nieskoordynowane ruchy powodują, że wszystkie koty schodza mu z drogi.