Wczoraj zabrałam z lecznicy do dt, który spadł mi jak z nieba i któremu bardzo, bardzo dziękuję, dziękuję tez Hikorze, która tę Panią „wynalazła”, dwa ostatnio złapane rudasy. Oba oswojone, oba biegające w bardzo ruchliwych punktach miasta. No to wypuścilibyście je z powrotem?
Ten cały rudy - z klatki przełożyłam do kontenera ręką, potem wygłaskałam. A potem nabrałam wątpliwości - bo w lecznicy chciał na serio zjeść wetkę, a ona z dzikusami sobie spokojnie radzi. Okazało się, że kotek z charakterem - przy odbiorze z lecznicy pacyfikowałyśmy go wspólnie, obcięłyśmy pazurki, do dt pojechał trochę na obserwację. Po przyjeździe rozgościł się natychmiast - zwiedził mieszkanie, pozwolił się wygłaskać, a potem zasiadł na kanapie i pucował.

*

*

Drugi - rudobiały - chodząca łagodność. Bardziej wystraszony, najpierw ukrył się bardzo starannie, potem wybrał nieco mniej bezpieczne, ale bardziej strategiczne miejsce, skąd nas uważnie obserwował.

*

*

No i jeszcze Buba Mała - młodziutka, może półroczna. Urodzona na parkingu, teraz tam budowa, nie ma gdzie wrócić - lękliwa jest, bo czego się mogła nauczyć między samochodami, ale łagodna. Bardzo szukamy dla niej miejsca - choć na trochę… Zginie na tym parkingu…

*

*
