Haniu, nie o to biega, ja sobie świetnie radzę z podawaniem piguł, jeśli muszę. Na każdego kota inny sposób działa. Na Taćkę tylko nie działa żaden, bo się potrafi zmusić do wymiotów

A Szelmie wrzucam gołą pigułę do pyska, bez wspomagacza.
Natomiast w każdej formie to jest nieprzyjemne dla kota, samo otwieranie pyska, wmuszanie czegoś itd. Mamysz uwielbia głaskanie, ale ciągle w niej jest masakryczna nieufność do człowieka, do wyciągniętej ręki. Nie chcę tego psuć, nie chcę, żeby ręka kojarzyła się jej z czymś tak nieprzyjemnym. W przyszłości na pewno tak, ale jeszcze nie teraz. Tym bardziej, że ona ma właśnie w pysku problem
Szybkiego zastrzyku u weta nawet nie zauważa - nie rzuca się, nie wyrywa igły, więc nie sądzę, żeby w domu był z tym problem. Mam nadzieję, że przekonam weta do tej opcji. Jeśli nie - będzie dostawała w syropie Dalacin (przypomniało mi się). Ale pchanie strzykawki w ten obolały pysk też mi się średnio uśmiecha
