Kotki przebywają na prywatnej posesji, jest to duża przedwojenna willa z ogrodem, którą odzyskali podobno prawowici spadkobiercy właścicieli, w co ja osobiście wątpię. Jest ich dwóch. Od kilku lat są w sądowym sporze, każdy oprócz ogólnego ogrodzenia posesji zagrodził wewnątrz swój kawałek. Jeden, który mieszka w swojej części jest bardzo niezadowolony z tego, że na posesji są koty. Drugi nie mieszka, jego część od lat stoi pusta. Koty mieszkają na terenie tej posesji od lat, ponieważ przed wykwaterowaniem wszystkich lokatorów mieszkała tam dobra pani dokarmiająca dziesiątki okolicznych kotów.
Organizowała im sterylizację, leczyła gdy były chore i karmiła.
Gdy się wyprowadzała, zapytała mnie czy mogłabym kontynuować dokarmianie, przysyłałaby mi karmę i chciałaby abym tam tylko ją zanosiła. Tak też i było przez jakiś czas, teraz muszę sama kupować jedzenie, bo pani przestała mi je przysyłać. W każdym razie dała mi klucz do furtki do ogrodu, nie wiem czy za zgodą właściciela pustej części czy też bez jego zgody. Drugi właściciel - ten który mieszka pędzi mnie jak może, więc skradam się tam zawsze tak, aby mnie nie widział.
Jak więc widzicie - nie ma mowy o tym, abym postawiła tam budkę, bo nie będzie na to zgody. Ale z całego serca Wam dziękuję za chęć pomocy tym biedakom.
Sytuacja nie jest jednak beznadziejna. W niezamieszkałej części domu koty mają dostęp do piwnicy, niestety nie jest ona ogrzewana, jednak mają się gdzie schować w mróz czy w śnieżyce lub ulewy.
Koty lubią, sama nie wiem dlaczego, przebywać w śmietniku, tam stawiam im jedzenie, tam w pojemnik na śmiecie wrzucane są suche liście i one tam wtedy lubią w tych liściach drzemać.
Marzę tylko o tym aby ci dwaj procesowali się latami, bo są plany aby w miejscu tej willi pobudować apartamentowiec, wtedy los kotów będzie zagrożony. Nie wiem gdzie one sobie wtedy pójdą
Jak może zauważyłyście Panie (i Panowie) od wielu tygodni tylko w nocy mam czas aby usiąść do komputera, dzisiaj przywoziłam do domu mamę ze szpitala, później musiałam zająć się jej siostrą a moją ciocią, (Alzheimer) do tego mam jeszcze inne obowiązki, które pozwalają mi zarobić na papu dla kotków, dlatego nie mam czasu zająć się sterylizowaniem kotów i późniejszą opieką nad nimi. Bardzo nad tym boleję, czasem znajdują się chętni gdy kotek jest szczególnie ładny, czasem koty przepadają. Pewnie giną pod samochodami albo umierają z powodu chorób. Dwa lata temu leczyłam maluszka z kociego kataru, gdy dał się złapać było jednak za późno, mimo interwencji weterynarza - nie przeżył.
A to jest moja kicia. Pochodzi też z tego ogrodu, wypędziły ją stamtąd jej własne dzieci, wiele lat temu wzięłam ją do domu. Było to niedługo po śmierci moich ostatnich psów, jakie miałam. Bo zawsze w moim domu były psy. To jest pierwszy kot, którego stałam się właścicielką. Jest to starowinka, bezzębna (ząbki wypadły z racji wieku) słuch już też nie ten....
