Witam Kochane!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wreszcie odzyskałam dostęp do netu (póki co tylko
pracowego, ale dobre i to

) i staram się nadrobić forumowe zaległosści.
Woland, ze swoim dziecięcym zaciekawieniem światem (ten wyraz zawsze ma w oczkach

) mości się w swoich ulubionych
kątkach i ogląda śnieżne szaleństwo za oknami. Z resztą kociastych dogaduje się świetnie, z wyjątkiem Myszki

Moja biedulka dostaje antydepresant, ale on zaczyna działać dopiero po kilku tygodniach - czekam z niecierpliwością na efekty... Problemem Myszeńki nie jest obecność Wolusia (chociaż jego przybycie na pewno nie pomogło), jej stres narastał już od jakiegoś czasu. Jest bardzo wrażliwa i tegoroczne przeżycia tak strasznie zachwiały jej psychiką

Wydawało mi się, że robię co mogę by czuła się dobrze, jednak nie udało mi się, zawiodłam

Boję się o nią bardzo... Szukałam w Poznaniu kociego behawiorysty, niestety nie mamy takiego speca. Znalazłam w Internecie psycholog zwierzęcą, która mieszka w Koszalinie, ale bywa w Poznaniu, więc się do niej zwrócę... Przeczytałam wszystko, do czego udało mi się dotrzeć o kociej depresji i staję na rzęsach żeby robić wszystko dla mojej bidulki, nie zapominając o reszcie footerek, które na szczęście czują się bardzo dobrze.
I tak to życie u nas płynie... Woluś zdaje się być szczęśliwy, a ja nie wiem co robić. Nie chcę go zranić kolejną zmianą, ale muszę też myśleć o Myszeńce. Nie wiem czy jego zniknięcie by jej pomogło czy też znowu zachwiało poczuciem bezpieczeństwa
Poza tym nadal tkwię w zimowym śnie i używanie mózgu przychodzi mi z wielkim trudem:oops:
