Dzięki aamms - to miód na moje serce bo kota mnie zupełnie zawojowała i wydaje mi sie przecudna

)
To długa historia -już ją opisałam jakiś czas temu. Jeśli miałabyś ochotę przeczytać wersję rozbudowana to odsyłam do wątku
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=68 ... sc&start=0
A wersja skrócona:
Wypatrzyłam bidulkę w internecie - ponoć z wadą serca i bez szans na dłuższe życie. No to ja jak to ja - nie mogę mieć zdrowego zwiarzaka tylko jaką taką ofiarę losu

- krótko mówiąc zawzięłam się straszliwie, że ją uratuję. Kocina z rąk pań z krakowskiego TOZu przeszła do mnie jak miała 8 tyg. Straszliwie chudziutka, zanemizowana, z wodobrzuszem, ze szmerami serca, wyłysiała (grzyby), z robalami (bo za słaba była by ją odrobaczać). Słowem obraz nędzy i rozpaczy. Panie wetki załaywały ręce -najbardziej prawdopodobna diagnoza - wada serca i złe rokowania. Oczywiście stwierdziłam, że tak nie moze być

Szperałam po internecie i pomysłałam, ze to jakis pasozyt bo nie moze tak byc by przy wadzie szmery serca raz były a raz nie (tak, tak - osłuchiwałam ja

) No i jednak mała męczyła hemobartonella, która żeruje (franca jedna) na krwinkach czerwonych, powodujac ich rozpad i w efekcie anemię (no i zółtaczkę straszliwą - Thalia była cytrynowa!!!). No i jak już mała bardzo źle się czuła, mimo zamówionej transfuzji na następny dzien, obdzwoniłam kliniki w okolicach Krakowa i znalazłam jedną gdzie mają kociego dawcę i mogą od razu przetoczyć krew. Bez tego mała by nie przeżyła nocy. Udało się !!! Z erytrocytów 600 tysięcy, doszła dziś do ponad 10 mln

) a ponad 2 miesieczna kuracja mega dawkami sterydu poskutkowała i teraz mam w domu tłuścioszka i rozrabiakę

)
no i się rozpisałam... Tak to mnie zapytac o Thalię

) od razu mogę godzinami...

)
A zawsze byłam psiarą
pozdrawiam,
ogo
