Śliczna kotka-po sciągnieciu szwów musi opuścić nasz dom:(

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon cze 18, 2007 16:08

Serducho pęka jak się patrzy na te smutne pysie :cry: Fredziolino przytulam mocno,brak mi słów...Dopiero co przestałam ryczeć po innym rudziaszku z tego forum ,a tu znowu :placz:
ObrazekObrazek

amyszka

Avatar użytkownika
 
Posty: 24121
Od: Czw mar 22, 2007 14:26
Lokalizacja: Bolesławiec Śl.

Post » Pon cze 18, 2007 17:00

dobrze że jest Tygrynio, koteczka jest taką kochaną mamusią dobrze że choć jeden synuś (wprawdzie przyszywany) został. A Rudziaszka tak żal.
Bardzo trzymam kciuki za Mamuśkę i Tygrynia - żeby już wszystko było dobrze.

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Pon cze 18, 2007 17:27

Jejku co sie dzieje z tymi rudymi kotami :cry: :placz:

Biedulek malutki [*]
Puśka Dex Natasza Patryk Gizmo Bryza Kropka ..pies Borys i królik Lolek

wercia

 
Posty: 1513
Od: Czw paź 13, 2005 8:32
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój

Post » Pon cze 18, 2007 17:40

Bardzo mi przykro... :(

[*]

zijka

 
Posty: 25
Od: Wto cze 08, 2004 23:10
Lokalizacja: Kraków/Radom/Londyn.. po prostu za mężęm ;)

Post » Pon cze 18, 2007 17:56

Wczoraj był strasznie smutny dzień, zryczałam się jak bóbr, dodatkowo późnym popołudniem Cosia zniknęła i wróciła po dwunastej w nocy.
Przeżyłam horror drugi, na szczęście w tym wypadku wszystko się dobrze skończyło.
Nawet nie byłam w stanie napisać tu cokolwiek więcej, niż :cry: :cry: :cry:
Dzisiaj parę słów na spokojnie, aczkolwiek bardzo smutny to spokój :( , a serce rozdarte do bólu.
Wracając do Rudziaszka, którego już nie ma :cry: i całej historii Ślicznej Kotki. Bo może nie wszyscy, którzy tu zaglądają, śledzą wątek od początku.
Kiedy w tą ulewną noc z piorunami i burzą zabieraliśmy ze stacji Mamuśkę i dwa jej kociaczki, a miały wtedy 4 dni, wiadomo było, że:
Mamusia urodziła 4, przynosiła je kolejno w pyszczku na stację. Pierwszego dnia odszedł pierwsz :( czwartego rano, czyli w dzień, kiedy zabieraliśmy mamę- rano odszedł drugi koteczek, też rudy.
Na stacji mówiono, że chyba mama nie miała pokarmu..., ale tak na prawdę, nikt tam pojęcia nie miał dlaczego tak się stało.
Zabrałam Mamuśkę i dwa maleństwa- Rudziaszka i znacznie mniejszego Tygrynia. Wiadomo było, że przez kilka dni będą pod moją opieką, potem pojadą do Fredzioliny, która jak zwykle cudowna i kochana, postanowiła z Jerzykiem, że odchowają maleństwa.
Pierwsze trzy dni u mnie były spokojne. Maluchy jadły równo, spały słodko, aczkolwiek widoczna była wyraźna różnica między siłami Rudziaszka i Tygrynia. Tygryń trzeciego dnia popołudniem jadł już mniej,
odpadał od cycusiów szybciej, niewielkie miał szanse przy przebojowym Rudziaszku. Ogłosiłam w bezsilności alarm na forum, natychmiast zjawiła się Wima i Basia, z mleczkami, pipetkami i cała instrukcja dokarmiania maleństwa. Zaskoczyło. W dzień i w nocy, co 3 godziny dokarmiałam maluszka i nagle, w piątek popołudniem kryzys.
Słabł w oczach, pomimo moich prób dokarmiania i dostawiania do mamusi- noc z piątku na sobotę była fatalna. Miał coraz mniej sił i woli życia. W sobotę rano, w drodze do Lubina, podjechaliśmy na kliniki...
Nie było najmniejszych szans, on był w stanie agonalnym.....
Dowiedziałam się od lekarza, że dużo miotów działkowych, to mioty chore....Że koci katar, że oskrzela, że jeżeli to trzecie kociątko z tego samego miotu.....
Rudziaszek wyglądał na jedyne zdrowe i silne....Ale pewnie tylko wyglądał...
I potem ...potem Jadzia zrobiła wszystko, co jest w ludzkiej mocy. Wszystko. Nigdzie nie miałby troskliwszej i cudowniejszej opieki.
Jeszcze wczoraj koło południa rozmawiałyśmy przez telefon, prosiła abym skonsultowała z Dorotą (Sumińską), co można mu podać, aby ropień, którego czubeczek biały był już widoczny, szybciej się otworzył.
Zadzwoniłam i usłyszałam o tym, że tylko okłady z sody (łyżeczka na niepełną szklankę ciepłej wody), tak kilka razy dziennie po 15 minut....
Że to może pomóc....
I Jadzia poszła po tę sodę i .....Rudziaszek umarł :cry: :cry:
Ropień mógł mieć różne przyczyny, ale Dorota sugerowała, że tu na dwoje babka wróżyła. Samoistnie oczywiście mógł się pojawić, ale sugerowała, że raczej tu będzie inna choroba, ogólniejsza, brak odporności immunologicznej, może ropowica, że przyczyna , w kontekście odejścia pozostałych kociąt jest prawdopodobnie głębiej :(
Wszystko razem strasznie, starsznie smutne.
Nie tak miało być, nie tak.
Ale tu nie było chyba dobrych scenariuszy...Tu nikt nic nie mógł poradzić :(
Tyle nadziei, tyle serca Jadzi i Jureczka, tyle dobra, cierpliwości...
I nie wyszło :(
Jadziu, zrobiłaś wszystko, ponadwszystko. Jesteś Cudem naszym forumowym.
A teraz musimy zacząć myśleć o Ślicznej Mamusi i Tygrysku.
Bo zostały dwa Cuda :love:
Niezwyczajne,śliczne, uratowane w przedziwnych okolicznościach, bardzo pragnące miłości. Tej na zawsze, na już dobre, docelowe zawsze.
Ugałaskaj najczulej jak potrafisz Mamusię i jej śliczne Tygrysiatko od nas wszystkich :love:
NIech już będzie tylko dobrze.
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19196
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Pon cze 18, 2007 18:15

Mam nadzieję,ze to koniec chorób i tragedii :( a Tygrnio wyrośnie na wielkiego Tygrysa o sile lwa.
Teraz sie bawi z Polarkiem.
Obrazek

Obrazek

Fredziolina

Avatar użytkownika
 
Posty: 11995
Od: Śro kwi 13, 2005 19:24

Post » Pon cze 18, 2007 18:21

Pozwolę sobie w końcu odezwać, żeby wyrazic swoje współczucie, bardzo mi przykro że mimo tylu starań i poswięcenia nie udało się uratowac kociaków . Od początku śledze ten wątek. Nie odzywam sie bo kuda mi do takich doswiadczonych kocich mamek. Wchowałam i odkarmiłam od ślepego kociaka tylko moją Hipeczkę, niestety nie wiedziałam że istnieje to forum i dopiero teraz wiem ze popełniłam masę błedów ale cudem mi sie udało, wygląda na to że po prostu mialam szczeście (jak każdy głupi).
Obrazek

Hipcia

Avatar użytkownika
 
Posty: 3179
Od: Czw lut 02, 2006 20:28
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon cze 18, 2007 18:41

Tygrynio wygląda już jak taki mały kociak, już nie taki bardzo malutki niemowlak. Polarek widać pięknie się nim zajmuje, jest delikatny.
Smutno mi, nie wiem, co napisać... :cry:
Marcelibu
 

Post » Pon cze 18, 2007 18:56

Tygrynio pieknie się socjalizuje z kotami a mamuśce trzeba dać czas. U Mokkuni mamuśka zaczęła akceptować inne koty dopiero po sterylce.
Obrazek
ObrazekObrazek

TyMa

 
Posty: 4870
Od: Wto maja 02, 2006 7:58
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pon cze 18, 2007 19:09

Jadziu, a opowiedz, jak Tygrynio zrobił pierwsze siuuu do kuwetki....
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19196
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Pon cze 18, 2007 20:59

O to Tygrynio już kuwetkuje :wink:

Hannah12

 
Posty: 22929
Od: Czw sie 11, 2005 11:57

Post » Pon cze 18, 2007 21:07

Tak!
Ale to musi Jadzia opowiedzieć!
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19196
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Pon cze 18, 2007 21:15

To czekam na relację Jadzi.
Ja pamiętam pierwsze próby Hakera, kiedy to wchodził przednimi łapkami do kuwetki ( zrobionej z dużej podstawki od donicy) ale tylne łapki i kuperek wystawiał poza i całe sioo lądowało na podłodze. A jaki on był dumny i jak mocno kopał przednimi łapkami :lol:.

Hannah12

 
Posty: 22929
Od: Czw sie 11, 2005 11:57

Post » Pon cze 18, 2007 22:06

A ja pamiętam jak piątka dzieci Czitusi tego samego dnia "zaskoczyła" kuwetkowo. Zabawa żwirkiem była przednia, one spędzały w kuwecie pół dnia! Było szuranie, wskakiwanie, wyskakiwanie, oczywiście wszystkie razem,wyrzucanie sie wzajemne z kuwety, rozsypywanie, zagrzebywanie, koooniec świata.
Na odchowanie całej piątki zużyliśmy chyba 20 kilo żwirku, a początkową małą kuwetkę musieliśmy zamienić na XXL.
A Tygrysiątko malutkie jeszcze, a już takie porządne!
Mnie to pierwsze jego siuuu...rozbroiło całkiem.
Obrazek

czitka

Avatar użytkownika
 
Posty: 19196
Od: Sob lut 12, 2005 10:03
Lokalizacja: wrocław

Post » Pon cze 18, 2007 22:12

Pamiętam jeszcze jak Morfi "nauczył się " od Snowiego robić siooo do kuwety ... Można bło skonać ze śmiechu ..... Małe kocie wpadało doo wielkiej krytej kuwety i soookało stawiając łapki w "drzwiach" tak żeby łepek wystawał na zewnątrz .... :lol: Snowie był już wielkim kocurem i jakoś nie za bardzo czy to mieścił się w kuwecie, czy moze "przeszkadzały" mu zapaszki, ale zawsze łeb wystawał z kuwety ... No i mały smrodek podpatrzył od wuja ten myk ..... ;) .... Miał problem z wejściem - w sumie to wpadał do środka, ale zgrywał "CałkiemWielkiegoKocura" ..... Tygrysiątko Zuch chłopak .... I słodko wygląda z wujciem Polarkiem .... :1luvu:
Obrazek

KaśkaGM

 
Posty: 1287
Od: Pon lis 21, 2005 14:13
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Marmotka i 105 gości