
A co do komentarza ani. Też mi porównanie: warunki w mieście, w blokowiskach a warunki na cichej, spokojnej wsi, gdzie są pola pełne myszy - królestwo kotów. To tak jakby porównywać betonową dżunglę z dżunglą afrykańską.

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Olat pisze:Kaska pisze:ARKA - to ty histerycznie reagujesz gdy ktos nie akceptuje twoich wyborow
kazdy ma prawo wyrazic swoje zdanie
i moje jest identyczne z Zuza - wypuszczajac koty ryzykujemy, ze poprzez nasza decyzje zgina w meczarniach
Mam taką samą opinię...
Jesli juz pozwala sie kotu wychodzic- to jedyną odpowiedzialną opcją jest starannie zabezpieczony ogórd (ile metrów czy kilometrów ten ogród by nie miał).
Zakocona pisze:Nie czytacie dobrze naszych wypowiedzi. MY KOTY WYPUSZCZAMY,
BO MIESZKAMY NA WSI LUB W SPOKOJNYCH, PODMIEJSKICH DZIELNICACH ! (Piszę duzymi literami, żeby ktoś nie przegapił o co chodzi).
ani pisze:Jechalam dzis osiedlowa ulica. Niedaleko tranzytowej drogi, prowadzacej do obwodnicy. Na tej osiedlowej tez zazwyczaj jest spory ruch, samochody jezdza z prędkoscią ok 60. Z daleka na skrzyzowaniu dwoch takich uliczek zobaczylam nieduzego, burego kota. Podjezdzajac, mocno zwolnilam. Kilkanascie metrow przed skrzyzowaniem ze stojacym wciaz na nim kotem przed maske wyskoczyla mi kobieta, usilujaca przegonic kota z ulicy. Kot jak to kot - odskoczyl w przeciwna strone, niz spodziewala sie kobieta - prosto na moj pas. Gdybym jechala normalnie, kota (a pewnie i kobiety) juz by nie bylo. Podjechalam bardzo blisko i zatrabilam kotu nad uchem. Dopiero to zmusilo go do powolnego zejscia z ulicy. Jechalam kawalek za nim, trabiac, zeby go troche chociaz zniechecic do spacerow po jezdni.
Kot mial na sobie szelki.
Pewnie mieszka w jednym ze znajdujacych sie kilkadziesiat metrow dalej blokow.
Właściciel nie chce go pewnie więzić.
A w razie czego znajdzie sobie drugiego.
Kocurro pisze:Zakocona pisze:Nie czytacie dobrze naszych wypowiedzi. MY KOTY WYPUSZCZAMY,
BO MIESZKAMY NA WSI LUB W SPOKOJNYCH, PODMIEJSKICH DZIELNICACH ! (Piszę duzymi literami, żeby ktoś nie przegapił o co chodzi).
Rozmawiałam sobie kiedyś z rodziną, która miała koty wychodzące we wsi, pod lasem.
Cytuję: "Proszę Pani, dłużej niż 4 lata żaden się nie utrzymał! No, za którymś razem, po prostu nie wracały. Żal kota, ale co robić?"
iskra pisze:W piątek byłam z kotkami w lecznicy na Śreniawitów.
Tuż przede mną przyjechała kobieta, która przywiozła znalezionego na ulicy potąconego kota, dorosły czarny.
Niestety nie przeżył
Keti pisze:Bryniu, to że Ty nie bierzesz czegoś pod uwagę
to nie znaczy, ze to coś nie istnieje
( ja na przykład nie biore pod uwage wychodzenia moich kotów, a niestety inni tak)
i uwierz mi, Zu na pewno czyta tak, jak trzeba
Kocurro pisze: Są koty, które chętnie wychodzą na spacery razem z psami swoich wlaścicieli, bedąc jednocześnie pod nadzorem.
Po moim osiedłu chodzi sobie pan w psem obronnym na smyczy i kotem luzem, prawie przy nodze. Znam też kota, który razem z psami wychodzi na każdy spacer i grzecznie czeka, aż pani ubierze go w szeleczki.
Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 127 gości