Chiara pisze:Warto próbować.
Przykład Mikłasze, gdzie Sylwia teraz działa. Już druga pani zaangażowała się w pomoc tamtejszemu stadku dziczków. Pomagają łapać. Dwa razy pani sama zawiozła koty do lecznicy. Dwie oswojone kice przechowuje po zabiegach u siebie. Teraz wieś podjęła negocjacje z ostatnim opornym starszym panem, który swoich kotów sterylizować nie chce. Żyli obok nieszczęścia kotów latami, ale gdy zawitała fundacja, ktoś pokazał, że można pomóc zwierzętom część ludzi po prostu też zaczęła pomagać. To wspaniałe, wierzę, że przed nami jeszcze wiele takich akcji budowania lokalnej współpracy na rzecz kotów.
Pamiętam taki obrazek z dzieciństwa, gdy cała wieś szła z psami do obowiązkowego szczepienia, bo przyjechał weterynarz. Wiele zdziałamy, jeśli weźmiemy się do tego odpowiednio.
Nadal tak jest!
Na wsiach nadal obserwuję, że raz w roku wywieszają karteczki, że tego dnia, o tej i o tej będą szczepienia i ludzie chodzą z pieskami szczepić. Czasem psy idą na kawałku sznurka, cudując potwornie, bo nigdy w życiu nie szły na smyczy.

Ale ludzie idą!
Bo czasem nie stać ich na to, żeby jechać do weta, czasem nie zdają sobie sprawy, że w ogóle trzeba.
A tu akcja na całą wiochę, więc trzeba wziąć udział, jako i inni biorą.
I tak samo na wsiach, gdzie szaleje Sylwia.
To jest cudowne i w najśmielszych marzeniach nie wydumałabym, że jest to możliwe. Ale jak widać Sylwia ma świetne podejście. Wytłumaczy, przekona, ludzie chcą z nią współpracować. I tak, jak mówisz Chiara - sami zaczynają pomagać, bo rozumieją, że to ma sens.
A nawet, jeżeli nie rozumieją do końca - to niczym ci ludzie prowadzący pieski na szczepienie - pójdą i zrobią to, bo cała wieś przecież tak robi.

sylwia1982 pisze:ja jak słyszę tekst: "kotka/kocur po sterylce/kastracji nie będzie łowny" to odpowiadam ludziom, że właśnie po sterylce/kastracji koty są bardziej łowne a ludzie mają takie oczy![]()
jak to słyszą i w większości przypadków mój tekst pomaga
![]()
, chociaż mam też jeden przypadek beznadziejny: jakiś czas temu zadzwoniła do mnie pani z pytaniem czy jest możliwość kastracji kocura na fundację, odpowiedziałam, że jest taka możliwość i kocur tej pani niedawno został ciachnięty, ale w rozmowie ze mną owa pani wygadała się, że ma jeszcze kotkę to ja do niej mówię to i kotkę ciachniemy na co pani mówi: że ma emocjonalny stosunek do kotki i postanowiła, że kotka chociaż raz będzie miała kociaki i nijak nie udaje mi się tej kobiety przekonać, no przypadek beznadziejny
![]()
My tutaj z ilgatto też poległyśmy przy okazji stada jednej kobitki.
Z czterech kotek udało się wysterylizować jedną, a i to babka płakała, że źle zrobiła, że błąd, że więcej nie chce.
Byłyśmy u niej kilkanaście razy, ja nawet codziennie, bo pracuję niedaleko. Siedziałyśmy godzinami. Żadne tłumaczenia, żadne argumenty, nawet straszenie - nic nie pomagało.
Nie wszystko nam się uda, nie każdego da się przekonać, nie zawsze odniesiemy sukces... niestety.