Dowlokłam się dzisiaj bo mój wczorajszy dzień skończył się po 3 w nocy od 12 w południe. przepraszam, że mnie nie było, ale w pracy nie miałam mozliwości odezwać się, mimo, że kompa mam na biurku

.
Kotkubinat -To było tak.
Przyszłam do pracy w czasie mrozów i na jednym z balkonów zastałam łysego, który jak się dopytałam siedział tam całą noc? i miałczał (tak zrozumiałam z dosyć wymijającej wypowiedzi). Sama nie mogłam utrzymać już burasów i tymczasów w domu - nawet po cięciu wydatków domowych na max, ale zostawić go też nie mogłam, w akcie rozpaczy, zapytałam czy ktoś pomoże mi w utrzymaniu i obsłudze - otrzymałam odpowiedź, że tak (2 osoby - deklarują się jako miłośnicy kotów). W pracy jesteśmy w róznych godzinach, młyn jest zawsze i to czasem straszny, nigdy nie wiesz co za chwilę będzie i na ile cię to wyłączy z czegokolwiek (ok 3 godzin kiedyś szłam do toalety). Zostawałam po pracy, przyjeżdżałam wczesniej, byłam gdy miałam wolne - ale to moja decyzja i ok (czasami było śmiesznie bo ktoś wpadał i wołał - o jesteś, a ja na to - jeszcze mnie nie ma, a ktoś - to czego się pokazujesz, myślałam, ze "to" weźmiesz

). ja mogłam mimo obowiązków domowych i gangu (chociaz prawda jest taka, że mąż przy gangu bardzo dużo pomaga, ale czasami go nie ma i tydzień i lepiej i....). No i w pewnym momencie okazało się, że zostałam sama ze wszystkim. Osoba 1 przyniosła 5kg żwiru (przy biegunce kota) 2 tubki pimafocortu 15g każda (pół wielkiego kota w grzybie), pół kg karmy (mówiła, że zamówiła dla niego karmę). Osoba 2 po angielsku - cisza. i temat się urwał. Z wożeniem do weta i wetem byłam sama od poczatku - za jednym lekiem na krwawienie w jelitach w nocy jeżdziłam po mieście, nie było, pani w aptece w nocy zamówiła dostawę na rano, rano można było odebrać to w aptece w drodze do pracy i podać kotu - wysłałam w nocy sms, wszyscy maja samochody, ja chciałam odespać choć trochę; jak bym nie odebrała to do dzisiaj by leżał w aptece. No i dopadł mnie w końcu kryzys. To jakoś mniej więcej tak się zadziało. Może trochę histerycznie zareagowałam - przepraszam.
Morelowa - nie zrobiłam i nie zrobię sobie nic, nie mam osobowości suicydalnej, nie mam cech takiej osobowości, nie mam mysli "s" ani nie wyobrażam sobie nic z tych rzeczy.

Jesteś bardzo "czujna", masz "dobre oko", faktycznie było mi bardzo ciężko, niefajnie. Dzięki za troskę

. Ja jestem typem " fight or die". Podnoszę się póki żyję.
Co do łysego - wczoraj po 21 odkryłam nowe ognisko grzyba

. Zrobię dzisiaj fotki tego "cudu".

Z brzusiem jest coraz lepiej, mniej bolesny, ale z jedzeniem tzreba ostrożnie, zamówiłam mu karmę jaką jje moja Karusia (ma nowotwór skóry i od niemowlaka kłopoty z brzuszkiem, podejrzewamy, że podobne rany jak na skórze i w pysiu sie otwierają, robią sie też w przewodzie pokarmowym) - brit care sensitive, ta karme jje odkąd był wzięty (wet zaakceptował). Zamówię za chwilę testy na fiv i felv - 2 szt. Wczoraj rozmawiałam z biochemikiem ludzkim - była akurat w zasięgu - i powiedziała, że robienie badań krwi w przypadku wyniszczenia organizmu po tygodniu jest błędem w sztuce - w takich wypadkach okres półtrwania antybiotyku jest znacznie wydłużony (na ulotkach pisze inaczej) i minimum 12 dni najlepiej 14-15 dni. Wtedy ma to sens i jest miarodajne - osoba ta jest świetna w swoim fachu, nie stoi w miejscu w branży. Muszę poczekać - 7 dni temu skończył celowany antybiotyk kombinowany z innym lekiem (dobrane pod kątem). Czyli pobranie i wysyłka do Wawy będzie w
przyszły piątek wieczorem, chyba że "coś" się zadzieje. Muszę zbadać mu cukier - zdobyć paski, bo mam dostęp ale są przeterminowane i glukometr "nie czyta". Coś wymyślę.