jopop pisze:Basiu - to nie przeciw Tobie, tylko DLA kotów. Mam nadzieję, że rozumiesz - jeśli nie, to bardzo mi przykro, nie jest moim celem sprawianie Ci przykrości, tylko ostrzeżenie innych.
odpowiadam nie przeciw Tobie Asiu, lecz dla Prawdy. Odczucie, ktore miałam po przeczytaniu Twojego posta nie określiłabym jako "przykrość"
jopop pisze:Ja WIEM, że mam pierdolca na punkcie parwo i możecie mnie odesłać do wariatkowa. I BARDZO wszystkim życzę, by to, co zabiło maluchy nie było parwo. Ale mimo wszystko doradzam maksymalną ostrożność i traktowanie kotów w domu delfinki jako potencjalne skażenie.
Bo:
- miała bardzo silną postać pp jesienią (umarły szczepione koty- były testy
Na jesieni ofiarowałam dwóm kociakom - rudzikom od jopop dt. Postawiłam jeden warunek: mają być zaszczepione i nabyć odporność. Potem przejełam, cztery. Z kaiążeczkami zdrowia. Jednego oddała Ci. Fakt, byłam w schroniskowym biurze i być może stamtąd przyniosłam pp. Gdy zachorował pierwszy pojechałam do Boliłapki i od razu poprosiłam o zrobienie testu. Usłyszałam:
nie widzę takiej potrzeby i pytanie:
czy kociak mógł coś połknąć? Trzeba zrobić rtg. Oczywiście pojechałam zrobić rtg. Zero. Kociak zwinął się błyskawicznie. Zachorował następny, wreszcie test zrobiono. PP. Leczenie, cierpienie, dni wyjęte z życiorysu, jechałam na pożyczkach. Kociaki padły jak muchy.
Tak padają koty nieszczepione.
jopop pisze:- miała zimą przez moment kociaka w łazience, który po kilku dniach odszedł na pp (były testy)
w styczniu zadzwoniła do mnie Fundacja Karuna z prośbą o przejęcie od znalazcy kociaka, bardzo chorego i zawiezienie do Boliłapki. Przyjęcie do lecznicy zostało już przez nią z wetem uzgodnione.
Kociak był w odległości zaledwie 4 przystanków tramwajowych ode mnie. Pojechałam po to biedactwo i zobaczyłam umierające ok. 3 miesięczne biedactwo. Dziki kociak zwinięty w kartonie, mokry, przemarznięty, niereagujący, zaropiały. Na moim wątku chyba są jego zdjęcia.
Było popołudnie, pora gigantycznych korkówulicznych. Postanowiłam przeczekać najgorszy czas. Kociaka umieściłam nie tyle w łazience, co w WC. To nowe pomieszczenie, którego na jesieni w ogóle nie było.
Tam go powycierałam, obejrzałam, zrobiłam zdjęcie, zawinęłam w polarowe szmatki i zostawiłam. Zmiana warunków, a przede wszystkim ciepło spowodowały, że kociak oprzytomniał. Podałam wodę, której nawet sporo wypił. To była koteczka. Fakt, wetem nie jestem, ale wg mnie to był 100%-owy kk.
Potem zabrałam do Boliłapki. Tam wetka obejrzała. Wyraziła opinię zgodną z moją. Jednak zapytałam, czy może zrobić test parvo. Odpowiedziała, że u kociaka w TAKIM STANIE test nie wyjdzie. Dodam, że kociak nie nosił śladów biegunki.
Potem kociak został zaszczepiony, odpchlony i został mu podany unidox. Pod znakiem zapytania stało jej życie.
Następnego dnia zadzwoniłam, aby się dowiedzieć o maleństwo. Żyje i ma się lepiej. Kolejnego dnia pojechałam i mała była już całkiem przytomna, oczka ładniejsze, ropy nie było i na tyle dobrze się czuła, że zaczęła dziczyć. Do tego stopnia, że ugryzła mnie w rękę i zwiała. Strasznie mnie to ucieszyło.
Tym bardziej, przyznam, że mała i jej przyszłość spoczywała w rękach Karuny, a nie moich.
Chyba po dwóch dniach dostaję tel., że kotka umiera na pp. I rozmówczyni z podejrzliwością w głosie zapytała mnie, czy ja wiedziałam, że to pp, skoro na początku chciałam zrobić kociakowi test. Oniemiałam z wrażenia

.
Jeśli będzie trzeba, udzielę w tym temacie szczegółowszych wyjaśnień i zaspokoję ciekawość ciekawskich.
W każdym razie usłyszałam, że nie wolno mi do tej lecznicy, do szpitala, przywozić chorych kotów. Mam te smsy zapamiętane w telefonie, jako swoistego rodzaju kuriozum.
Dodam, że od stycznia przez łazienkę i WC przewinęły się 4 nieszczepione koty. Żaden nie zachorował, mimo, że przyjmowałam chore. Tylko zdrowiały, niektóre mają zdjęcia na moich wątku głównym.
jopop pisze:- na Paluchu ZAWSZE jest pp, choć oni się do tego nie przyznają (brałam kociaki chore i rozmawiałam tam z wetami, że oni od dawna nie mieli pp - tymczasem chorobę dla mnie ewidentną potwierdziły testy)
- Paluszka mogła przejść postać poronną, wbrew pozorom właśnie takie mikroskopijne szkraby przeżywają pp ze względu na sporą ilość przeciwciał matczynych, też mam takie doświadczenia)
- przy pp dość często ubocznie pojawiają się nadżerki
- pp wcale nie musi wyjść w badaniu kału (zwłaszcza płytkowym) ani krwi, to już też wielokrotnie testowaliśmy (np. właśnie u piotrkowskich - pozytywny wyszedł tylko jeden test płytkowy, dopiero w momencie, gdy większość kotów już nie żyła - potem dostaliśmy wyniki PCR z kału tych co odeszły - były pozytywne).
Serotoninko, AnielkoG - to głównie do Was. Zaszczepcie to co macie nieszczepione lub podajcie surowicę. Lepiej dmuchać na zimne...[/quote]
Asia o pp oczywiście wie wszystko.
Tylko we wszystkim co się robi należy zachować zdrowy rozsądek i dobrze byłoby brać pod uwagę również inne możliwe źródła zachorowań, aby minimalizować szkody. Jak chociażby sytuacja, która miała u mnie miejsce 2 lata temu, gdy to znani tu weci w ciemno założyli, że ówczesne kocięta chorują na pp i leczone po kolei umierały. Wreszcie trafiłam do wetki, która zaczęła od błyskawicznego badań, które pp wykluczyły, po czym postawiła diagnozę i kolejne badania wykazały, że za zgony nie był odpowiedzialny parwowirus. To była inna zaraza doskonale odporna na standardowe leczenie stosowane przy pp. Szkoda tych kociąt, które pomarły.
Mam nadzieję, że do tych spraw już nie będę zmuszona powracać z kolejnymi szczegółami.
Teraz uwagę zamierzam skierować wylącznie na wyprowadzanie obecnych tymczasików, w tym wykarmienie maluszków.