U nas prawie bez zmian.
Kotki ślicznotki nadal się nie cierpią.
Pyza zrzuciła zimowe sadełko, ale nadal wcina ogromne ilości karmy i galopuje za mną, kiedy tylko idę do kuchni.
Wczoraj próbowałam ją wyciągnąć na dwór, ale biedaczka zestresowana była. Najpierw miałam ja na rękach i zostawiłam otwarte drzwi to wyskoczyła jak oparzona i wróciła do domu. Potem była jednak ciekawa i kręciła się koło progu, ale nawet po schodkach nie zeszła. Obwąchała próg i drzwi tylko. Teraz już pogoda deszczowa to na razie nie będę jej "uczyć". Myślałam, że jak ona żyła na działkach to będzie chętniej chciała wychodzić, a ona bidulka się stresuje jak w oddali słyszy szczekające psy, czy odgłosy ulicy. To mnie poniekąd cieszy, bo za dużo odwagi nie jest wskazane, żeby się nie zapędziła w niebezpieczne rejony. Tak, że zapowiada się "ostrożna koteczka".
Poza tym póki co nie było oznak rujki

Dzisiaj szalała nad kawałkiem surowego mięsa, zapomniałam już, że koty potrafią tak skakać

No i taki mały sukces, czasem jak pracuję to z jednej strony siedzi Postka na krześle, a z drugiej Pyza

Każda ma swoje krzesło i oddziela je stół, ale jest wtedy zawieszenie broni.
Najgorzej im odbija jak się ciemno robi, nie wiem czemu, ale wtedy mają złe humorki.
Ogólnie wszystko się dobrze układa na wiosnę
