starchurka pisze:Rozmowa przebiegała tak, że mówił dziad do obrazu, a obraz ani razu.
Babka chciała Biszkopta, bo w sobotę w niewyjaśnionych okolicznościach zmarła jej pięcioletnia wychodząca od czasu do czasu kicia. Najpierw zapytałam, czy ona sobie zdaje sprawę, że przy braku jednoznacznej diagnozy jest niebezpiecznie brać małego kota - a ona na to, że lekarze podejrzewają białaczkę "taką jak u ludzi", bo test na FeLV wyszedł ujemny (kot przestał jeść, osowiały etc. - wg mnie prawdopodobne jest, że zjadł jakiegoś zatrutego gryzonia...), więc nie ma żadnego niebezpieczeństwa...no nic. Można z moim zdaniem polemizować, ale ja bym uważała jednak...Poza tym ona wyjeżdża co jakiś czas na trzy dni do jakiegoś domku pod Krakowem i koniecznie musi zabierać kota i go wypuszczać, dlatego, że nie będzie przecież nikogo obciążała opięką nad nim. A wypadki "zdażają się, ale przecież nie muszą się zdarzyć". I takie tam pieprzenie przez 15 minut, dobrze, że nie na mój koszt. Szkoda, że jej nie nagrałam. Babka w ogóle nie chciała mnie słuchać, grochem o ścianę. Bo ona wie najlepiej. I ma kompletnie gdzieś dobro kota. Sorry, ale się zdenerwowałam. Powyższa relacja nie oddaje nawet w połowie kompletnego bezsensu tej rozmowy.
Ja mam ostatnio same takie durne telefony. Jakaś kobita chciała Denvera, bo jej kociaka z parapetu ukradli. Ja jej na to, że pewnie wypadł i pytam czy go szukała, a ona na to, że na pewno nie wypadł, a kociak był ładny to na pewno ukradli . Nie mam siły do takich rozmów.