Set... nawet nie wiem jak Cię pocieszyć... Brakuje słów, bo słowa nie są w stanie oddać bólu. 12 marca musiałem podjąć najtrudniejszą decyzję w moim życiu - decyzję o uśpieniu naszego pieska Kajtusia. Przez ponad 4 miesiące walczyliśmy o jego zdrowie a później o życie i przegraliśmy.
To jest ostatni fragment moich wspomnień o Kajtusiu.. Pisałem to w kilka godzin po jego śmierci...
12 marca
Tak jak było umówione od rana pojechaliśmy z Kajtusiem do pobrania krwi.
Rano było widać jaka psinka jest słabiutka. Nie mógł stanąć na własnych nogach,
a gdy już mu się to udało to widać było ile go to kosztuje. Ciągle strasznie dyszał i miał problemy z oddychaniem. W ciągu dnia Jasia poszła z nim na trawnik przed blokiem bo zrobił siusiu. Okazało się że zebrał trochę siły by zrobić jeszcze coś więcej. Wyszło z tego potworne rozwolnienie. Kajtek był tak słaby że Jasia musiała go przytrzymywać za barki by się nie przewrócił. Widzieli to robotnicy z sąsiedniej budowy. Biedna Jasia nasłuchała się chamskich komentarzy.
Po godzinie 16 zadzwoniłem do naszej pani doktor, by zapytać jak się przedstawiają. Włosy mi się zjeżyły gdy usłyszałem: mocznik, kreatynina i parametry wątrobowe podskoczyły niesamowicie do góry. Badanie potwierdziło to, co już przeczuwaliśmy i co można było wyczuć z oddechu Kajtka – nerki nie podjęły pracy i zatrucie organizmu zaczęło postępować coraz szybciej.
Zamknąłem sklep o godzinie 18 i jak tylko mogłem najprędzej dojechałem do domu. Kajtulek leżał na swoim legowisku a Jasia zapłakana siedziała przy nim. Opowiedziałem o mojej rozmowie z panią doktor i o kajtkowych wynikach.
Podjąłem z ciężkim sercem decyzję że eutanazja psinki jest konieczna, by oszczędzić mu dalszych i to coraz większych cierpień. Wcześniej chcieliśmy dowiedzieć się czy są jakieś szanse. Kajtek został osłuchany, głównie płuca. Okazało się że zaczyna się zbierać w nich płyn z powodu niewydolności serca i nerek, że zaczyna się opuchlizna płuc i stąd te problemy z oddychaniem – w płucach zaczął zbierać się płyn. Podawałem mu środek przeciwbólowy w czopkach, by ulżyć mu w cierpieniach ale było widać że silne dawki działają coraz krócej. Decyzja mogła być tylko jedna. Widząc jak zaczynał się męczyć, ile wysiłku kosztował go każdy oddech, pozbyliśmy się wszelkich wątpliwości czy dobrze robimy. Teraz wiem że zrobiliśmy absolutnie dla niego wszystko by dalej żył z nami zdrowy. By żył...
Okazało się że człowiek nie jest Bogiem i nie do niego należy określanie długości życia. Prawa przyrody okazały się nieubłagane. Natury nie da się oszukać.
Lekarka podała Kajtkowi silny środek nasenny by usnął, by był spokojny. Później miał zostać wykonany drugi zastrzyk spowalniający pracę serca aż do jej ustania.
Wtedy zostaliśmy na około 15 minut sami by pożegnać naszego ukochanego przyjaciela. To były najtrudniejsze momenty. Myślałem że serce mi pęknie.
Były to ostanie nasze chwile z Kajtusiem. Ostanie raz widzieliśmy go żywego, oddychającego spokojnie ale z coraz większym trudem, jednak jeszcze żywego. W pewnym momencie zaczął przeraźliwie skomleć, jakby chciał wykrzyczeć cały swój żal do świata że musi odejść od nas, że jest taki bezradny, taki chory.
Jego oddech stawał się coraz spokojniejszy. Niestety te ostatnie chwile musiały się skończyć. Z wielkim bólem serca i żalem pożegnaliśmy po raz ostatni naszego przyjaciela. Po raz ostatni pogłaskaliśmy go...
O godzinie 20.30 przestało bić serce Kajtusia.
Teraz ja mam tak jak on ochotę wykrzyczeć cały swój żal i smutek po stracie takiego przyjaciela. Siedzę i kończę pisać tę opowieść płacząc. Jeszcze trzy godziny temu był ze mną. Chory, ale był.
Gdy wyszliśmy z kliniki długo staliśmy objęci i płakaliśmy. Ja do tej pory nie mogę przestać. Jest mi tak potwornie smutno.
Gdy przyszliśmy do domu, wyjąłem z kieszeni obrożę Kajtka i nie mogłem się powstrzymać. Łzy leciały mi ciurkiem, tak jak teraz. Usiadłem na jego posłaniu. Wszędzie czułem jego zapach. Ale psa już nie ma ....
Pojawił się w moim życiu zimową porą i zimową porą odszedł.
Żegnaj mój kochany przyjacielu. Mam nadzieję że jesteś już w psim raju, że biegasz po nim szczęśliwy i że nic Cię już nie boli. Żegnaj. Serce mało mi nie pęknie z żalu. Pozostaniesz na zawsze w naszych wspomnieniach i sercach.
Żegnaj piesku.... Żegnaj przyjacielu... Niech ci tam w psim raju będzie dobrze, bo nam bez Ciebie będzie źle... bardzo źle...
Koniec.
KAJTEK urodził się 26 października 1986 roku a umarł 12 marca 2003.
Cokolwiek postanowisz miej na względzie jego dobro, oszczędź mu cierpień bo mi się wydaje że przez mój egoizm nasza psinka trochę za długo cierpiała. Dziś gdy spoglądam na jego fotografie to

Trzymaj się i bądż dzielna. To są trudne chwile ale zobaczych ulgę w jego oczach jak będzie zasypiał na twoich rękach..