Kocieta okej. Są po szczepieniach.
Trzy srebrzyste mają zaklepane domki, gorzej z buraskami...
Został mi: Tyrion, Ned i Myrcella. No i O'retka, ale jeszcze nie wiem, czy jest ona do adopcji, czy bedę mogła ją dla siebie zostawić

Z buraskami gorzej, bo nikt o nie nie pyta. A chłopaki to prawdziwe kanapowce - lgną do człowieka, uwielbiają pieszczoty, nie raz mi zasnęły na ramieniu, czy na kolanach, brzuchem do góry... Myrcia to fajna i towarzyska rozrabiaka, bardzo duża jak na swój wiek. Na nią chętny był tylko jeden gostek, co był przeciwny kastracji i mu podziękowałam. O burych chłopaków nikt nie pyta.
Koty maja wyrobione ksiażeczki zdrowia, gdzie są zapisane dwa odrobaczania i szczepienie Tricatem.
Najgorsze jest to, że do mnie ma przyjśc pismo ze spółdzielni odnośnie tych kotów.. Dozorca mówił, że próbowali się do mnie dodzwonić, ostatecznie wyślą pismo. Co w nim będzie - nie wiem.. Ile mam dni na odpowiedź - też nie wiem. W każdym razie dozorca cały czas mnie wypytuje, kiedy te koty znikną. A ja rozkładam bezradnie ręce, bo NIE WIEM.
Nie wiem też, kiedy wysterylizuję kotkę-matkę. Mogę ja po sterylce przetrzymać tylko w piwnicy, nie mam warunków w domu. Piwnicę na razie okupują ona i kociaki - nie da rady tego zrobić, jak kocięta są chyba w pobliżu...? Po prostu cierpię na brak wolnych pomieszczeń...
Ech, ciężko to wszystko ogarnąć.