dzięki za kciuki, koty przegoniliśmy z klatki do transpo, mała od razu załapała, tarzana musiałam trochę poszturchać patykiem.
pojechaliśmy taksą, masakrycznie się zestresowały mimo tego. (one w sumie stresują się jak ktoś kaszlnie...) przyjęła nas dr Ilona Blanc (superwet, była kiedyś na Białobrzeskiej)
dalej schody

zrobiły masakrę w gabinecie, Tarzan wyrwał się, skakał po wszystkim, wspinał się po ścianach, próbował wyjść przez szklaną ścianę

podrapał i pogryzł wetkę i asystentkę, do małej już się uprzedziły, więc ona się nie przyczyniła do rozlewu krwi (wyściółkę z transpo mam we krwi weciej, do tego pani wet w ciąży

) to wszystko z ogromnego przerażenia :/ ale do rzeczy - wiadomości są bardzo złe.
prawdopodobne jest, że Jane straci oko - wet nie dawała gwarancji, że jest do uratowania. choroba bardzo się rozprzestrzeniła i weszła głęboko do dróg oddechowych, jest stan jest b. poważny. dostała dużo leków, do podawania w równych odstępach - p. wet zaleca HOSPITALIZACJĘ. ja nie podołam temu zadaniu, przede wszystkim dlatego, że nie umiem podawać leków dzikusom, nie mam pewnego chwytu, boję się. gdyby był to singiel, jakoś może byśmy dali radę, ale przy jej bracie-furiacie jest to dla mnie niewykonalne. dużym problemem jest tu klatka - jest duża, ale ma małe wejście. ciężko mi jest tam sięgnąć, żeby je pogłaskać, nie mówiąc o chwycie strzykawkowym. do tego zakraplanie oka z przerwą 15 min, przeciwbólowy i antybiotyk, lakcid, tolfedyna, unidox - przede wszystkim regularnie, bo przeskakiwanie doprowadzi do lekooporności. wet stwierdziła, że bez szpitala się nie obejdzie.
Tarzan jest w miarę OK. też dostał unidox, tolfedynę, lakcid, jej trochę szmerów i węzły powiększone, ale stan nie jest tak masakryczny jak u małej.
co robić? możemy się nimi zajmować tylko do 9 grudnia, fundusz mamy mini-mini, nie stać nas na szpital. wet mówiła, że czasami fundację biorą pod opiekę tak poturbowane nieboraki ??.... jakieś talony?
nie chcę, żeby stała się jej krzywda i żeby straciła oko
