Pan bardzo prosi o wszelkie dane medyczne - czy sterylizowana, czy odrobaczona (i kiedy), bo że pryskana na zewnętrzne to wiedziałam, że tak

Kicia po wylądowaniu na kolanach pani myziała się i ocierała, ale potem prysnęła do domku i schowała się. Będą dzwonić w sprawie danych medycznych ( i książeczki o ile jest) to dowiem się więcej. I on i reszta jego rodziny strasznie przeżyli śmierć kici - walczyli o nią do końca i poddali się dopiero gdy wetka jasno powiedziała, że teraz jedynie przedłużają jej cierpienie. Widząc rozpacz pana zasugerowała nowego kota - tak trafił do nas. Najpierw byłam z nim w kociarni zdrowej (gdzie wszystkie koty już kichają

) - tam spodobał mu się Koleś, ale żona powiedziała nie więc odpuścił. 5zł w śrubach jest od niego - dzwonił z mojej komórki i to byl "zwrot kosztów". Gdy zobaczył Królisię, to jakby w niego piorun trafił - po prostu musiał ją wziąć. Mówił mi, że wszystkie rzeczy po Śnieżynce które dało się zdezynfekować, zostały zdezynfekowane i wymrożone, reszta poszła do śmieci.
Guido jak chciałam podać mu antydepresant w kuraku to mnie olał - najdosłowniej w świecie

Częściowo więc to podlewanie pewnie jest na tle nerwowym. Kiciu się bunkruje na boksach, chowając się z głową w pudle i udając strusia. Podalam kotom wszystko prócz catosalu - albo mi na oczy padło, albo nie było go w szafce.
Wzięłam to najmniejsze pudło dla kotów - przedwczoraj na balkonie coś mi się wdrapywało jakby do szafki - od wczoraj więc ma to coś cieplejsze schronienie.