Kicia została u mojej mamy w Łodzi, weszła przestraszona za kanapę. Postawiłyśmy jej kuwetkę i miseczki i pozwoliłyśmy tam zostać.
Nie wiemy co z tym fantem zrobić, zupełnie nie planowałam tymczasu, ani dokocenia mamy, nawet tymczasowego


Pusię przywiózł z Wawy od Migoty mój TŻ, aby zawieźć do iwci.
Migota, iwcia, wybaczcie, ale muszę to napisać.
Nie mogę oprzeć sie wrażeniu, że trochę bez sensu sie stało, że przyjechała do Łodzi...
bo naprawdę dołożenie jej do Ciebie iwciu (ze względu na zakocenie) nie było dobrym pomysłem.
To nie tak, że ktoś deklaruje dt, trzeba korzystać, wbrew wszystkiemu. Bo trzeba rozważać wszystkie za i przeciw.
Również dobro zwierzaka.
Z doświadczenia wiem, i Wy chyba też, że o wiele łatwiej jest znaleźć dt, ds w Wawie niż w Łodzi.
Podobnie ma się z domami stałymi.
z obserwacji widzę od razu, że to zalękniona koteczka.
To co sie stało, to takie wożenie drewna do lasu.
I stres dla zwierzaka.
To prawda, koteczka jest łagodna, pozwala się brać na ręce, ale niestety bardzo się boi.


Schowana za kanapą, chociaż w domu mojej mamy jest cisza i spokój.
Ta kicia nosi w sobie jakąś traumę, jakiś duży lęk. Możliwe, że była bita

Czy macie jakiś pomysł, co dalej?
Moja mama nie jest dobrym oswajaczem, nie wyciągnie z kanapy

Ogolnie, trochę wyszło nie tak, jak powinno
