Byliśmy dziś po raz trzeci u weta w sprawie zęba Niedźwiadki. Pani doktor długo oglądała zęba, dotykała, pstrykała w niego delikatnie, świeciła na niego małą lampką. Wydaje się, że ząb nie boli, chociaż kanał jest chyba widoczny, ale też nie na pewno. Na środku jest po prostu taka brązowa plamka. Niestety złamał się "na ostro" i ranił dolną wargę Misia. Został więc delikatnie starty pilniczkiem do paznokci, takim papierowym i teraz juz przynajmniej nie jest ostro zakończony.
Teraz ważne zadanie przed nami, opiekunami Niedźwiadki - mamy ją obserwować, czy nie ma oznak bólu, czy ząb się nie kruszy, nie łamie dalej, i najważniejsze - czy nie zmienia koloru. Taka obserwacja ma potrwać nawet kilka tygodni i dopiero potem zapadnie decyzja. Jeśli wszystko będzie ok - Misiowy kieł pozostanie na miejscu i będzie podlegał ewentualnie dalszej obserwacji. Jeżeli ząb zsinieje, albo zachowanie Niedźwiadki będzie świadczyło o tym, że ją boli - zostanie usunięty.
Takie rozwiązanie mi się podoba, nie jest pochopne. Zwłaszcza, że zabieg usunięcia młodego, zdrowego kła jest dość poważny, wiąże się z cięciem dziąsła i szyciem, i jeśli dobrze zrozumiałam z czyszczeniem jakiejś zatoki okołozębowej... (ale coś może kręcę z tą zatoką

).
Bambi nadal ma obolałe łapki i wczoraj znów krwawiła, dostaje swój antybiotyk i malujemy jej te łapki na fioletowo.
Diplodok schudł na swojej diecie bezmięsnej.
A ja widzę przez okno zaćmienie księżyca.
Pozdrawiają: kot bez zęba, kot bez pazurów, kot bez tłuszczu, i ja w ten księżyc zapatrzona

.