Jak z brzydkich kaczątek wyrastają łabędzie

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob kwi 07, 2007 17:01

Brązowy wypłosz przeobrażony w lśniącego czarnuszka! Piękne! Gratuluję!
Obrazek
ObrazekObrazek

TyMa

 
Posty: 4870
Od: Wto maja 02, 2006 7:58
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Sob kwi 07, 2007 17:06

Aga1 pisze:Zuza po tym jak ją wyciągneliśmy pod koniec listopada spod samochodu na parkingu:
Obrazek
Zuza teraz:
Obrazek


o jesooo, aż trudno uwierzyć...
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Sob kwi 07, 2007 17:23

TyMa pisze:Brązowy wypłosz przeobrażony w lśniącego czarnuszka! Piękne! Gratuluję!

Hi,hi..no wypłosz,wypłosz!:)
Czasem nazywaliśmy go pieszczotliwie Dezelek;)
Obrazek

Ewik

 
Posty: 6713
Od: Pt lip 25, 2003 22:55
Lokalizacja: Warszawa Bielany

Post » Sob kwi 07, 2007 17:33

agnes_czy pisze:Też ci dodaję otuchy :lol: Super, że maleństwo znalazło u ciebie domek i już nie jest bezdomne :dance2:
A galerię już zakładaj, bo te zabiedzone, zaropiałe kupki nieszczęścia rozkwitają błyskawicznie, jak tylko ktoś je pokocha :1luvu:



święta prawda z tym rozkwitem w błyskawicznym tempie. W 2001 roku znalazłam się w takiej sytuacji, że zdarzały się dni, kiedy miałam 5 zł na całodzienne wyżywienie swoje i Fuksia (mój pierwszy kot). Wyszłam ze śmieciami wieczorem. Akurat był to pierwszy dzień trzaskających mrozów. Idę i słyszę, że przy sklepie coś kwili. to była mała kotka, oswojona, bo dobiegała do wszystkich przechodzących ludzi i ocierając się o ich nogi (o ile nie została kopnięta) prosiła o pomoc. Jak się potem okazało, została wyrzucona przez syna i synową opiekunki, która trafiła do szpitala i już nie wróciła... a syn i synowa to straszne czyściochy, mieli małe dzieci, więc bali się zarazków :evil: (niech się zmażą w piekle).
Ale się zawzięłam. powiedziałam sobie, że będę twarda, przecież na tym osiedlu mieszka masa ludzi, więc dlaczego akurat ja, pozbawiona właściwie środków do życia, mam brać drugiego kota? I wrociłam do domu. Usiadłam w ciepłym mieszkaniu, wzięłam swojego Fuksia na kolana, nawet TV włączyłam, żeby się czymś zająć. Ale przed oczami miałam tylko tę małą bidę, a w uszach jej proszący pisk. No i nie wytrzymałam. Kurdę, jakoś to będzie - pomyślałam sobie. Wezmę ją na parę dni, a potem kogoś się dla niej znajdzie. P?oleciałam po kotkę w takim tempie, że mało nóg nie połamałam. Jesooo, żebyście wiedzieli, jak ona się wtuliła w mój sweter (kurtki nie zdążyłam założyć :lol: ). Jak piszczała. do tej pory serce mi pęka na przypomnienie, co ona musiała przeżywać. Mieszkała w ciepełku z kochającą pańcią i nagle przyszło jej nocować pod kartonami, które miały ją chronić przed 20 stopniowym mrozem. Przyniosłam bidulkę do domu i zaczęła się polka :lol: . Trzeba przyznać, że Fuksio, który do tej pory miał mnie na własność, łatwo terytorium oddać nie chciał. Tej nocy nie spałam, tylko pilnowałam, żeby w domu trupa nie było :lol: .
Ale nie myślcie sobie, że już zmądrzałam. W dalszym ciągu kotka była tylko tymczasem. Na drugi dzień ściągnęłam przyjaciółkę z samochodem, żeby odwieźć kotkę do... schroniska. Plan by taki: odwozimy ją na marmurową, a ja szukam dla niej domu. Jak tylko Renia przyjechała, odrazu uderzyła w ryk. i płakałyśmy tak siedząc w samochodzie, ona prowadziła. Ujechałyśmy ze 3 km i nie wytrzymałam. RENIA WRACAMY!!!!! i nagle obie przestałyśmy ryczeć. :lol: podjechałyśmy do lecznicy. weszłam do doktora na ogólne oględziny jej stanu zdrowia. doktor popatrzył, opukał, osłuchał i powiedział, że kocica jak ta lala, zdrowiutka. Przyznałam mu się, że nie wiem, za co przeżyję następny dzień i nie stać mnie na drugieo kota. A on mi wtedy powiedział coś, czego nie zapomnę już nigdy i co się stało moim motto w stosunku do zwierząt: zwierzęciu o wiele bardziej niż codzienna pełna miska potrzebne jest przytulenie i miłość. a miska może być co drugi dzień.
Kotka wróciła do domu. Ale ciągle jeszcze nie dawałam za wygraną. Ogoszenia porozlepiane, wiadomość do wszystkich znajomych, aby tyko znaleźć dla niej dom. Po dwóch tygodniach zadzwoniła jakaś pani, że ona chętnie tę bidę weźmie. Nooo i jakiś diabeł :twisted: mnie podkusił, że ona już nie jest do wydania :lol: . Ona już należała do rodziny. To jest właśnie Femcia, która użyczyła mi swojego imienia jako nicku :lol: Fuksio już od roku biega za Tęczowym Mostem (kiedyś o tym opowiem), a Femcia jest teraz królową mojego domu. Jest piękną, dorodną kotką, z fantastycznym aksamitnym futrem. Wspaniała, mądra kotka. Nieprawdopodobnie sprytna. Obrazek
Moja sytuacja się unormowała, już nie muszę się zastanawiać nad kasą, w domu biegają trzy ogony, robię za transport medyczny dla blokowych footer, gdy potrzebują lekarza. I już wiem jedno: nie jest ważna miska, nie jest ważne, skąd weźmie się pieniądze, nie jest ważne, czy mam odkurzone dywany, czy walają się kłęby sierści, czy zasłony pozaciągane, a miska z wodą wywalona na całą kuchnię. WAŻNE JEST, ŻEBY ZDĄŻYĆ POMÓC NA CZAS, ŻEBY NIE BYŁO ZA PÓŹNO.

no i się pobeczałam :placz:
Ostatnio edytowano Sob kwi 07, 2007 17:46 przez Femka, łącznie edytowano 1 raz
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Sob kwi 07, 2007 17:38

Ooooo, ja też się pobeczałam :placz:
Obrazek Obrazek Obrazek
Moja mała Lolunia 07.03.2009 [']

Monisek

 
Posty: 2591
Od: Śro gru 27, 2006 13:15
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob kwi 07, 2007 17:50

ja też.. :placz:

Pięknie to napisałaś.. :1luvu:
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Sob kwi 07, 2007 17:56

Pieknie, chce mi sie beczeć...
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob kwi 07, 2007 17:57

To ja tez sobie ryknę... :crying: Cudowne...
Obrazek

Ewik

 
Posty: 6713
Od: Pt lip 25, 2003 22:55
Lokalizacja: Warszawa Bielany

Post » Sob kwi 07, 2007 18:05

a skoro już się tak rozgadałam, to jeszcze napiszę, jakim cudem stałam się blokową kociarą.
W bloku obok w piwnicach mieszka z 9 kotów. Kiedyś specjalnie się nimi nie interesowałam, miałam przecież w domu własne Szczypiorki. Ale widywałam tamte koty i dziwiło mnie, że wyglądają jak smoki: piękna sierść, tłuściutkie, a polożone pod balkonami jedzenie leży nieraz kilka godzin. Miałam czyste sumienie i nie musiałam się angażować. Pewnego dnia jednak zobaczyłam, że jeden z kotów ma wielkie gołe placki na ciele i leci mu z nosa. Ewidentnie był chory. I mnie ruszyło. Zaczęłam się dowiadywać, kto opiekuje się tymi zwierzakami, jak do tej osoby dotrzeć. Dwa dni to trwało, ale się udało. Okazało się, że to starsza pani, która z własnej emerytury (wszyscy wiemy, w jakiej wysokości) i z pomocą sąsiadów zajmuje się ogonami. Nie ogranicza się jednak do rzucania im ochłapów. Specjalnie przygotowuje posiłki, zanosi im rano, a potem sprząta brudne miski i wokół misek. Gdy do niej dotarłam rozpłakała się, że ten czarnuszek jest bardzo chory i pewnie nie można mu już pomóc. Chory nie chory, postanowiłam najpierw się przekonać. Umówiłam się z tą panią, że podjadę z koszykiem, a ona go zwabi (kot jest 100% dziki, ale w chorobie szukał u niej pomocy i się zbliżał) i zawiozę go do naszej wetki. Wetkę też uprzedziłam. Ale jeśli wam się wydaje, że wetka bez problemu zbadała kotka, to się mylicie :lol: . KOT BYŁ ABSOLUTNIE WROGO DO NAS NASTAWIONY. Walczyłyśmy z nim 40 minut, bo uciekł przy próbie wyjęcia go z koszyka, potem jak tylko się zbliżyłyśmy, atakował nas. Ale udało mu się tylko wbić kła w mój kciuk, który szybciutko spuchł jak balon (wetka opatrzyła, nic mi nie było).
Wzięłyśmy gówniarza na zmęczenie i potem faktycznie nie mógł walczyć. Unieszkodliwiłyśmy go tylko na tyle, żeby wetka zdążyła rzucić okiem na jego sierść i nosek. Zaaplikowała lekarstwo na świerzb, wypisała receptę na antybiotyk (zastrzyk bez ofiar w ludziach nie był możliwy :lol: ). I odwiozłam futro do jego piwnicy, a wieczorem zawiozłam pani opiekunce lekarstwo. Teraz kot jest zdrowiutki, szaleje po podwórku, a sierść ślicznie odrosła. Po miesiącu pojechałam po drugą porcję środka na świerzb i robale (to się powtarza po 30 dniach) a kot jest okazem zdrowia. Od tej pory jesteśmy z panią w stałym kontakcie. Ona wie, że jak tylko zauważy najmniejsze niepokojące objawy, natychmiast ma mi dać znać.
Zaangażowałam się w to, ponieważ zrobiło mi się wstyd. Starsza pani, której dochody są kilkakrotnie niższe od moich może utrzymywać w takim fantastycznym stanie około dziesiątki ogonów, a ja, jak jakaś paniuśka wielka, sprzątam kupy moich Szczypiorków i już mi się zdaje, że taka miłośniczka kotów jestem.
Potem zaczęłam się tematem interesować na szerszą skalę i okazało się, że nie jestem sama, nie jestem żadnym dziwadłem :lol: Jest masa ludzi, którzy dla tych ogoniastych robią znacznie więcej. I dla wszystkich jest to całkiem oczywiste :lol:
Tak zostałam blokową kociarą. :dance:
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Sob kwi 07, 2007 18:09

:ok:
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob kwi 07, 2007 18:30

Ponieważ są Święta, trzeba jakiś wesoły wątek wprowadzić do tych opowieści. Opiszę, jakim sposobem w ogóle do mojego domu trafił kot. Musicie wiedzieć, że wtedy byłam około trzydziestoletnią, wolną i pozbawioną JAKICHKOWIEK zobowiązań kobietą. Pewnego dnia mi się chlapnęło w rozmowie z ową Renią, że tak sobie sama mieszkam, że może chociaż jakiś kotek. Pewnego wieczora Renia przyjechała z niezapowiedzianą wizytą (zawsze uprzedzała telefonicznie, żeby mnie zastać). Otwieram drzwi, a ona na wysokości piersi trzyma wielką czerwoną kokardę. Patrzę, patrzę, a kokarda się rusza i piszczy. NO NIE, KOT??????????????? BEZ UPRZEDZENIA??????????????? BEZ KONSULTACJI????????????????? skandal. Do środka nocy siedziałyśmy, bida usnęła, a my się kłóciłyśmy o tego kota. Ja się uparłam, że nie chcę zwierzaka, bo będę uwiązana, skończy się swoboda itakie tak głupoty. Po czym wywaliłam Renię razem z tym kotem w środku nocy. Miała go odwieźć tam, skąd go wzięła. sama nie mogła go zabrać, bo na 24 metrach mieszkała z mężem i dzieckiem i z kotem i z psem. Mąz nie chciał iść do schorniska :lol: Drugie pół nocy ryczałam. Rano jak wstałam, w miejscu, gdzie normalni ludzie mają oczy, u mnie były dwie szpareczki. Reszta opuchlizna totalna. Przed wyjściem zadzwoniłam do owej Renaty. Poprosiłam, żeby dała mi szansę pożegnać się z tym rudym cudakiem, zanim odwiezie go na wieś. Ona nie w ciemię bita i już wiedziała, co będzie. Przywiozła Fuksia razem z kuwetą i puszką dla juniorów :lol:
Ponieważ nie chciałam pożycia z tygrysem zaczynać od pozostawiania go na kilka godzin samego, postanowiłam go przez jakiś czas zabierać do pracy. Pewnego dnia przyjechał mój szef i zobaczył, że na najlepszym fotelu w firmie śpi kot. CO TO JEST???? zagrzmiał. Kot, nie widzi pan? - odpowiedziałam. On na to, że to zwierzę ma zniknąć natychmiast. A ja mu na to, że albo daje mi 3 tygodnie zaległego urlopu, albo kot będzie ze mną przez jakiś czas przyjeżdżał. Albo składam wypowiedzenie, bo ślubu z firmą nie brałam. :lol:
złamał się biedak. Fuksio w ten sposób nauczył się korzystać z samochodu (podczas jazdy spał na moich kolanach pod kierownicą, taki był malutki) i już zawsze, gdy jechaliśmy na działkę, spokojnie oglądał świat. A z firmą i tak się niedługo potem rozstałam. :kitty:
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

Post » Nie kwi 22, 2007 10:23

Kochani.

Magazyn KOT drukuje opowieści o naszych łabędziach. W majowym numerze będzie Lucek galli.

Przysyłajcie mi historie swoich podopiecznych! Warto się chwalić 8)

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Śro maja 02, 2007 13:44

Już jest w kioskach majowy KOT, a w nim nasz kolejny łabędź - Lucek :D


Czekam na opowieści o łabędziach... Nikt nie chce się podzielić historią swojego podopiecznego?

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Śro maja 02, 2007 14:26

Toska znaleziona na Ogrodowej z okropną biegunką ,myślałam że nigdy się nie skończy.Najpierw była w lecznicy w klatce ,potem w domku tymczasowym .Z braku stałego domu została u mnie
wyglądała takObrazek

a teraz słoń ,a nie kot
Obrazek
Obrazek

Henia

 
Posty: 3068
Od: Pt mar 10, 2006 14:29
Lokalizacja: Warszawa-Muranów

Post » Śro maja 02, 2007 17:45

Jana pisze:Już jest w kioskach majowy KOT, a w nim nasz kolejny łabędź - Lucek :D


Czekam na opowieści o łabędziach... Nikt nie chce się podzielić historią swojego podopiecznego?



Ja bym się chętnie podzieliła, ale nie jestem pewna, czy historia któregoś z moich futer się kwalifikuje do publikacji
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 90941
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, kasiek1510 i 125 gości