Parking przy Rysowniczej przy salonie Seata - w ub. roku p.Łucja wysterylizowała tam sporo kotów, jasne, że nie wszystkie. Kilka wyadoptowała - np. Beethoven, Carmen, Mozart pochodziły stamtąd. Teren paskudny, karmią wszyscy, obok wielki blok, stare domki, domowe koty wychodzące…. Problem w tym, że brak kotom ciepłego schronienia i nie bardzo jest z kim gadać, by je bezkonfliktowo ustawić. Parking wielki, ogrodzony, brama jedna - dokładnie po przeciwnej stronie niż miejsce karmienia, kilometry biegania.. Znane nam karmicielki dwie - starsza, która absolutnie nic nie może i generalnie jest przeciwna działaniu wbrew naturze, o młoda fajna babka, pracująca po kilkanaście godziną na dobę… Ona chciałaby pomóc, ale brak czasu.. A p.Łucja po operacji - nie wolno jej schylać się, nic podnosić, no i mimo całej swojej energii zaczyna odczuwać ciężar wieku….
Pojechałyśmy tam w piątek (10.04) wieczorem. Odsiedziałyśmy ponad 2 godziny. Latała mała Buba - biała-czarna koteczka, przemknęło coś bure pręgowane, wydawało mi się, że jakby szylkretowa te, czyli pewnie dziewczyna... Nawet oglądały klatkę, coś tam wyjadły - ale nie zamknęły.
Spróbowałam w sobotę świtem - moja „ulubioną” porą. Siedziałam od 3.45 do 7.15.
Kiedy dojeżdżałam, miała wrażenie, że ze stołówki wieje coś spore i bure - ale dość ciemno było… Potem pokazał się czarny, i właściwie był ze mną do końca. Wyżarł z klatki, obserwował mnie z bliska, ale złapać się nie chciał. Przyszła i poszła szylkretka, jedzeniem nie zainteresowana. Po bardzo długim wahaniu, wchodzeniu i wychodzeniu do klatki, w końcu złapał się pingwin płci na razie nie znanej, Duża Buba - z czarnym noskiem - pokazała się przed 6tą - już zaczął się poranny ruch - spacery z psami, zabieranie samochodów z parkingu.

*

*

*
Buba kręciła się przy klatce, nabierałam nadziei, że jednak…. Ale około 6.30 usłyszałam z 10ciopętrowego bloku za płotem parkingu kicianie, zaczęłam wołać z prośbą, żeby kotów nie odciągać, bo łapię - bez skutku. Buba przeniosła się pod okna bloku..

*

*

Zgarnęłam klatkę, obleciałam dookoła, żeby się przenieść pod to okno (skrótu nie ma) - zdążyła skonsumować potężną porcję mięcha…. Próbowałam rozmawiać z panią z okna, ostry opieprz dostałam za zawracanie głowy, pani ma innego do roboty, niż mojego gadania słuchać… No te se poszłam, a właściwie pojechałam, ale o tym za chwilę (w kolejnym poście).
Umówiłyśmy się z młodą karmicielką, że dziś - w niedzielę - postoi z klatką. Więc wieczorem klatkę zawiozłam - obie Buby jakby czekały na nas, kręcił się też czarny. No to trochę popróbowałyśmy. Buby podchodzą karmicielce do ręki, dają się lekko dotykać, ale nie tak, by mogła je złapać. Mała zainteresowała się kontenerkiem, wchodziła do niego, rzuciłyśmy się obie zamknąć - i uciekła…

Rano kilka zdjęć zrobiłam - dzięki nim, ustaleniom z p.Łucją, która niestety zeszłorocznych fotek sterylkowych nie ma, i z młodą karmicielką wiemy, że są:
dwie Buby - biało-czarne, chyba matka i córka - do sterylki
czarny kocur - być może domowy, ale nie podchodzi - do kastracji
szylkretka - jakąś p.Łucja, wycinała, ale czy tę? Uszek nie dało się dokładnie obejrzeć, zresztą nie zawsze lecznice nacinały..
dwa bure pingwiny - być może jedno to to określone przeze mnie jako bura szylkretka, leciało przez trawę, łapek nie pokazał, jedne pewnie wycięty rok temu przez p.Łucję - zdjęć brak
czarna kotka - ja jej nie widziałam, ale zna ją karmicielka i p[.Łucja i wg nich jest wysterylizowana - zdjęć brak.
A, taka ciekawostka - młoda karmicielka ma kota adoptowanego w 2013 od Jolibuk - małe jest to miasto….
Stała dziś rano parę godzin, zmarzła, nic się nie złapało….