Walki z kokcydiami dzień 5.
W rolach głównych: spokój.
Jadąc się okazało, że Asia wcale tak do konca spokojna o nissanka nie jest więc z lekko duszą na ramieniu weszlam do mieszkania. Byli Jeep i Kangusia a Niska i toyotki nie. okazało się, ze dzieciaki zrobiły nam niespodziankę i obydwoje ulokowali się w lazience za pralką, przytuleni do siebie i czekali na podanie leku. Wystarczyło zamknąć drzwi do łazienki. Bajpierw Toyotka, bo najgorzej znosi i się wyrywa więc troszkę machała łapkami w powietrzu, a Nissanka Asia nawet nie ruszała z podlogi tylko pomalutku dała mu lekarstwo. łobuz wczoraj sam sobie zrobił krzywdę gdyz w ogole nie polykał leku, a poniewaz jest on gorzki więc dodatkowo naprodukował śliny i całości było tak dużo, ze część wlała się do noska. dzis spokojnie, w porcajch, nawet nie syknął ani nic z tych rzeczy. Najbardziej wystraszył się Kangusi, ktora wbiegła w końcu do lazienki i po podaniu leku zaczęła uciekać w poplochu nie zwracając uwagi na leżącego Nissanka. Najgorszą opinię o naszych zabiegach ma Jeep - waży już ze 3kg i wziąć go i utrzymać za karczycho jest już sztuką wymagającą siły, tym bardziej że macha tymi metrowymi lapami na wszystkie strony. zaplul się, ale ogolnie było ok i w miarę sprawnie.
Najbardziej mnie ucieszył fakt, ze po podaniu leku, po wcale niedługim czasie kociaki wyszły nie patrząc jakos specjalnie na obecność Asi, jadły, łaziły. Oczywiście najbardziej się chował nissan i Toyotka ale tez przemykali a nie zasiedli jak trusie na wiele godzin.
