» Wto kwi 06, 2004 19:22
Przed chwila przezyłam chwilę grozy....tata zaczał szykowac sie do wyjścia...mówi, jade z Wicusiem, ja juz w histerię, kocio patrzy na mnie z szafy...tata go wyciaga a on się zapiera, warczy...wkłada go do transportera ale nie moze go zamknąć, transporter sie rozjeżdża ( jak z gumy normalnie), Winio chce wyjść...nie dał mi nawet go przytulić...poszedł do kuchni żeby go dobrze zamknąć, kocio zywczyk, rozglada się co się dzieje...mama i siostra siedza w pokoju w ciszy, niby pogodzone z sytuacją...i nagle słysze..."ZOSTAW KOTA!!! Sam zdecyduje kiedy umrze!" I nagle zaczełyśmy wszystkie na niego krzyczeć, płakac, wyrywac mu transporter, ojciec zacietrzewiony udaje ze nie słyszy, dalej domyka to cholerstwo, ja krzyczę, tupie, dre się....matka sie rzuca na niego, odgania go od kota...
Zostawił...usłyszałam tylko ze sama bede go potem usypiac i zebym na niego nie liczyła...kocio został, schował sie biedny pod łózko...i ZYJE!!!!
Jezu, my jestesmy powaleni...może źle zrobilismy...ale taka mobilizacja...chyba nie jesteśmy na to gotowi...jutro jade do weta tak jak sie umawiałam...
