Naprawdę bardzo bardzo współczuję...

Też to przeżyłam z moim psem - przewlekła niewydolność nerek. Zaczęło się od wymiotów co jakiś czas, w końcu codziennie. Kiedy trwało to kilka dni poszliśmy do lekarza. Po badaniach okazało się, że niewydolność jest przewlekła - czyli nie do wyleczenia. Niestety z nerkami jest zazwyczaj tak, że kiedy mamy sygnały, że coś się złego z nimi dzieje, wtedy jest już ponad połowa zniszczona. Zdecydowaliśmy się na kroplówki codzienne, żeby poprawić ich stan i liczyliśmy z lekarką na cud. Że się przepłucze organizm i będzie dobrze. Kroplówki trwały tydzień. W trakcie nie było wymiotów. Po kroplówkach mocznik jeszcze się podniósł, pojawił się moczowy odór z pyska, już dzień po pojawiły się wymioty. Coraz bardziej posikiwał, bo nie mógł utrzymać moczu, coraz bardziej chudł i nie chciał jeść. Karma dla nerkowców mu nie smakowała. Mimo iż, nie był psem starym bo miał 5 lat i był bardzo żywotny wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, kiedy choroba da o sobie znać w bardziej uciążliwy sposób. Nie chciałam, aby pies przestał całkowicie jeść, męczył się wymiotami kilka razy dziennie i z braku energii nie mógł wstawać aby pobiegać... Podjęłam decyzję dwa dni później. Pożegnaliśmy się z nim, kiedy był jeszcze sprawny i nic go nie bolało... Nie chciałam czekać na gorsze, na nieuniknione, szczególnie, że spędzanie 3 godzin dziennie w lecznicy wcale na niego dobrze nie wpływało. No i ten wenflon w łapce. Lekarka jeszcze przez chwilę próbowała mnie odwodzić od tej decyzji, natomiast kiedy powąchała jego pysk wiedziała, że choroba szybko postępuje...
Naprawdę wiem co przeżywasz z Serkiem i doskonale wiem jakie to trudne, natomiast jeśli miałabym być ponownie w tej sytuacji podjęłabym ta samą decyzję. Śmierć przeżywałam rok czasu zanim nie wspominałam Tofiego ze łzami, ale wiem w głębi siebie, że zrobiłam dobrze.
Kiedy będziesz potrzebować - służę wsparciem...