Xandra, wieści brak, ale Wnuczka jest na feriach studenckich i może nie ma netu ... jutro napiszę sms, bo sama nie wytrzymuję z ciekawości

.
Wczoraj wieczorem i dzisiaj od rana Bandido zafundował mi kolejną porcję emocji

. Mlaskanie, wiercenie jęzorem z jednej strony pyszcza, gryzienie powietrza tą samą stroną pyszcza, aż do pocierania łapą ... tej samej strony pyszcza

- oczywiście miałam 100 różnych koncepcji, co która to gorsza

. Z uwagi na zdechły stan zdrowia zadzwoniłam rano do przychodni z pytaniem, czy mam już wpadać w panikę, czy jeszcze poczekać

. Pani vet na dyżurze podejrzanie ucieszyła się z mojego telefonu

- zaleciła w miarę możności oględziny wnętrza kociej paszczy, obserwację ogólną kota, a jako kobieta mądra i znająca swoich pacjentów (również dwunożnych) - wizytę w porze zmiany lekarza, kiedy to do oględziny tego, co kot ma w środku będą 2 wyszkolone osoby

. Zastosowałam się do wszystkiego i oczywiście poszłam

.
Na szczęście, fachowe oględziny nie wykazały żadnego ciała obcego, stanu zapalnego ani innych nieodpowiednich wewnątrz kota rzeczy. Gorzej, że nie wykazały przyczyny kociego poirytowania własną paszczą

- może któraś z Cioteczek ma jakiś pomysł? Vet ocenił, że albo to włosek, albo nadkwasota/zgaga związana z pawikami - a owszem, mieliśmy ostatnio pawiki poranne

. Zalecenia: obserwacja, miękkie żarcie

oraz, (po wieczornej konsultacji telefonicznej z powodu odruchu wymiotnego) 5 ml oleju parafinowego (rzecz jasna pasta odkłaczająca podawana regularnie).
A więc chyba kolejna akcja "vet" z powodu kłaków ... z jednej strony dobrze, że nic poważniejszego, z drugiej, nie wiem już co robić, żeby się nie zakłaczał

. Zobaczymy, co dalej ... a w piątek mamy nowego kolegę

.