Obiecałam ciąg dalszy, więc piszę
Zaraz po wniesieniu Finia do domu zaczął się bardzo wyrywać, więc szybciutko go wstawiłam do łazienki razem z ostatnim kawałkiem mięska i zamknęłam drzwi. I Finio zaczął miauczeć, ale jakie to było miauczenie! Takie gardłowe, aż przechodzące w burczenie.
Wypuściłam go... i zaczęło się - mizianie, przytulanie, ocieranie, łaszenie, głaskanie... Chodził po mieszkaniu, rozglądał się i nawoływał. Nawet nie interesował się zbytnio miseczką z żarełkiem, a najlepiej było, jak go cztery ręce naraz głaskały.

Już myślałam, że nocka z głowy
Ano bo pańcia głupia nie rozumiała, że kot nie chce sam zostać

Nawet do jedzenia.
O trzeciej w nocy (gdy już chyba rozum się wyłączył

) wstałam, zaniosłam Finia do miseczki i siedziałam przy nim i głaskałam go bez przerwy - i zjadł. Widać, że głodny jest strasznie, zresztą wszystkie kosteczki sterczą.
Dzisiaj był na wizycie u weta - okazuje się, że jest chory, ma zapalenie oskrzeli (już wczoraj czuliśmy, że ma wysoką gorączkę). Dostał Tolfine, Catosal i Eurobioflox (trochę się zmartwiłam jak przeczytałam, że enrofloksacyny nie powinno się podawać z przeciwzapalnymi, ale laikiem jestem, może to nic takiego). Ponadto do jedzenia RC Convalescence. Finiusz jest głodny BEZ PRZERWY

Już było siusiu i kupka, biegunki nie ma
Zresztą w porównaniu z dniem wczorajszym jest duuża poprawa, ogonek sterczy jak antenka, łapki już się nie uginają... Myje się zapamiętale, już futereczko dużo czystsze. Pod bródką przyczepiły się dwa kleszcze, jutro przy drugiej wizycie wetka usunie (chyba że znacie jakieś dobre sposoby na domowe usuwanie kleszczy u kićka).
Idziemy spać - trzeba nadrobić zaległości z wczorajszej nocki
