Dzisiaj około 16.00 byłyśmy z Salcią u weterynarza na oględzinach i zastrzyku: według doktora Fufcia prezentuje się niaml że doskonale - ząbki ładne, uszka czyściutkie, z oczkiem dobrze, a brzusio ma się jak najlepiej!
Dzisiejsza wizyta wiązała się jednak z dużym stresem dla panny Fufki - nie wiemy dlaczego, ale boi się transporterka...Boi się do niego wejść, a wsadzona raz kuli się w kąciku, raz wystawia łapki zza krat i próbuje otworzyć drzwiczki. (przeba przyznać, że inteligentna z niej bestia

)Postaramy się jednak przekonać ją do kontenerka, już wiemy nawet jak
Tak więc - jako, że koteczka bała się wejść, a niezbędna była wizyta w klinice, założyłyśmy jej szeleczki, zapiełysmy na smycz i opatuliłyśmy ja w polarowy koc, tak aby było jej ciepła, a zarazem aby nie miałą szans ucieczki, po czym wsiedlismy do auta i ruszylismy w kierunku weterynarza. Sally była bardzo grzeczna!

Jak zakładaliśmy jej szelki broniła się, machała łapkami, ale ani razu nie użyła pazurków. W samochodzie robiłą tzw. "surikatki", czyli stawała słupka i obserwowała przez okno jadące auta.
