Udało się, ale co się strachu najadłam, to moje
Gdy wróciliśmy do domu, maleństwo wyglądało tak, jakby miało przed sobą jeszcze godzinę, może dwie.
Napatrzyłam się jak odchodzą, więc wiedziałam.
Ale postanowiliśmy natychmiast zawalczyć o to życie.
Wierzymy w parapsychologię, wierzymy w bioenergię.
Chwyciłam koteńkę w ręce i przesyłam swoją energię, co parę ją pobudzając. Przez pół godziny. Po pół godzinie byłam wykończona. Włożyłam ją w ręce męża. On silniejszy. Po półtorej godziny maleńka wybudziła się z letargu. Zaczęła się ruszać. Po kolejnych paru minutach próbowała zejść. Postanowiłam na podłodze. Podeszła matka, dokładnie obwąchała, polizała, położyła i zaczęła karmić. Maleńka, najedzona, zasnęła tam gdzie leżała. Odłożyłam ją do ogrzewanego non stop kontenerka i zdałam się na los. W międzyczasie zrobiłam jej 3 kroplówki.
Rano biegała prawie tak samo, gdy była w pełni sił.
Diagnoza: zatrucie toksynami robali po odrobaczeniu, mimo iż to było drugie odrobaczanie i w dodatku połowa dawki. Lekiem był vethmint.