» Pon lut 15, 2010 12:44
Re: Łódź- Pixi nie ma, został Malutki, Dixi?
Od pewnego czasu sytuacja była unormowana - Malutki rezydował w piwnicy, Dixi - w przedsionku do węzła cieplnego. Zrobiłam tam zabezpieczenie w oknie, od strony węzła było lezanko, miseczki z wodą i jedzenie. Dixi często przewracała zabezpieczenie, bo się o nie ocierała. Przed 4 dniami Dixi zagrzebała jedzenie w posłanku, ale jeszcze trochę zjadła. Nie pokazała się. W sobotę była, ale nie chciała wejsć do ciepłej części, siedziała w zimnej. I miała jakieś takie nieobecne oczy... Nie wiem, może wymyslam, ale takie miałam odczucie. Pobieglam tam po 30 min., sprawdzić, czy zjadła, ale jedzenie znowu było zagrzebane. Wczoraj postawiłam mleczko z antybiotykiem, wsypałam też trochę antybiotyku do mięska. Położyłam pasztecik Gourmeda i saszetkę Whiskasa, zeby ładnie pachniało, ale... Dixi się nie pojawiła - pobiegłam wieczorem do piwnicy, żeby sprawdzic - nic, jedzenie nie ruszone, mleko nie wypite, a Dixi nie widać. Zdjęłam zabezpieczenie styropianowe i starałam się zajrzeć jak najgłębiej do "przedsionka", ale nie widziałam Dixi. Nie wiem, moze leży w częsci niewidocznej z tej pozycji, niezywa? Co się jej mogło stać? Człowiek jej nie przepłoszył z przedsionka, bo jest niedostępny od strony podwórza (murek z jedną dziurką, reszta dziurek zasłonięta) - obcy kot też jej nie przepłoszył, bo zjadłby jedzenie, a jedzenie jest nieruszone... Spróbuję dziś jeszcze raz zlikwidować zabezpieczenie i zajrzec najgłębiej jak się da, ale... Strasznie się martwię. Może Dixi się przeziębiła i nie żyje? Dlaczego nie leżała w ciepłym kąciku, tylko w "zimnej" części? Nic nie rozumiem... A może wyszła i pies ją poranił? Ale chyba bym to zauważyła, nie widziałam, żeby była pokrwawiona... Boże, kolejny kot, któremu nie dałam rady pomóc...