... a wiecie dlaczego nie żałuję? Już wyjaśniam...
warunki u Pani Babci są przeokropne – ciaśniutko, kuchnia węglowa, codziennie trzeba w niej palić i nosić węgiel ale na szczęście jest nieoceniony, pomocny przyjaciel Babci – Pan Jurek. A weź tu coś ugotuj na tym wynalazku... (nieskromnie muszę się pochwalić, że naumiałam się TO obsługiwać

). Nie ma łazienki

, jest tylko kibelek a niby-kąpiel możliwa tylko w misce, ale...
NIC TO!!!
Babcia Zosia, zwana dalej Babą Żabą (dzieciństwo Marcinka), to
NIESAMOWITA KOBIETA! Wyobraźcie sobie; rocznikowo stuletnia Pani, sama się ubiera, chodzi do toalety, pamięta i obsługuje aparat słuchowy, codziennie pamięta o świeżym pieczywie i białym serku. Codzienny rytuał zaczyna od sprawdzenia zawartości napęczniałego zamrażalnika i lodówki; dzielnie dokłada węgiel do kuchni (wtedy zawsze omdlewam ze strachu).
Babci nic nie jest straszne, jak powiada –
JA SAMA, więc często pomoc na nic się nie zdaje. Babcia jest silna, twarda, nie w głowie jej poddawać się. Kolano tak jej bardzo dokucza ale nic to, popuka, oklepie, przemówi organowi do rozsądku i... wstaje i nadal coś tam sobie dzierga (kolano grzmi niemal jak na początku Gnojuś przed Pelagiią). A hasło Babci –
BO KTO MI POMOZE JAK JA JUŻ BĘDĘ TAKA „BLEEE”?
Z Babcią nie można walczyć, O NIE!!! Babcia to słodki uparciuszek (ileż czasu poświęciliśmy, żeby ją namówić na nowe, wygodne „legowisko”). I choć Babcia jest wyjątkowa i urocza, to czasami nie można jej tak po prostu ulec...
Uwielbiam słuchać jej opowiadań – raz z opuszczonym wzrokiem, raz z szeroko podniesionymi, choć wątłymi, powiekami, z tak długą historią, uczuciami, wzlotami i upadkami...
Urzekła mnie jej prośba do mnie, przyszywanej wnuczki –
„Jak będziesz mówiła do mnie per Pani, to już nigdy nie zjem lekarstw (Babcia tego wręcz nie znosi! Trzeba używać skumulowanej siły perswazji) i w ogóle nie będę jadła, będę na diecie NIC, i na następne Urodziny, to już będę zupełnie BLEEE!!!”
PRZEPRASZAM ZA DYGRESJĘ I ESEJ O BABIE-ŻABIE, WIEM, ŻE TO WĄTEK Pelagiia vel Tricoloressa, ale po prostu musiałam... takie „przygody” dają dużo do myślenia, skłaniają do wielorakich refleksji, co stwarza ogromny potencjał do zbierania nowych sił i pielęgnowania nadziei, po prostu nasyca (choć na chwilę) wewnętrzny hart ducha..............................
I tak po cichutku mam nadzieję, że Was wszystkich i wszystkich Waszych Kociastych, przyjaciół i całe Wasze rodziny spotka taka SPOKOJNA, NIEWROGA, DOSTOJNA I GODNA starość...